Spacerem po Rzymie - cz. 1


Nie jest tajemnicą i pewnie wszyscy zdążyliście się już zorientować, że uwielbiam Rzym – powolne spacery ulicami, choćby szybkie „odwiedziny” w doskonale znanych mi miejscach, czy pewne rytuały, które powtarzam za  każdym razem, kiedy tu przyjadę.

Jednym z takich rytuałów jest śniadanie na Piazza dell’Esquilino, z tyłu Bazyliki Santa Maria Maggiore. Zwykle kupuję dwa cornetti (jeden z kremem, drugi z nutellą) i siadam na niskim murku, tak żeby mieć na oku kościół i stojący na środku placu obelisk.  Jem nie spiesząc się i obserwuję mijających mnie  ludzi – Rzymian powoli zmierzających w  nieznanym mi kierunku (do pracy? na spotkanie? – mogę tylko snuć domysły), turystów przemykających w stronę fasady bazyliki, żeby ją zobaczyć i podróżnych z walizkami idących w stronę dworca Termini. Czasem ktoś przysiądzie obok, bywa nawet, że zagai rozmowę. Najczęściej jednak siedzę tylko w towarzystwie tego pięknego kościoła, zwanego także Bazyliką Matki Boskiej Śnieżnej. Zgodnie z legendą w 352 roku Matka Boska ukazała się we śnie Papieżowi Liberiuszowi i Rzymianinowi Janowi, mówiąc, że w miejscu gdzie w środku lata spadnie śnieg, ma zostać pobudowany kościół. W nocy z 4 na 5 sierpnia śnieg pokrył właśnie wzgórze Eskwilińskie, a zarys przyszłej świątyni został wytyczony przez Papieża w obecności ludu rzymskiego. Co roku, w  dniu 5 sierpnia, na pamiątkę tego niezwykłego wydarzenia podczas Mszy Świętych sypane są z góry płatki białych róż. Przyznam się, że jeszcze nie udało mi się wejść do bazyliki, za każdym razem  odkładam to na później, jakby to miało być moją gwarancją powrotu do Wiecznego Miasta 😉. Po skończonym posiłku zawsze idę obejrzeć fasadę – wielokrotnie rozbudowywana, w niczym nie przypomina wszystkich znanych mi kościołów.


Codziennie jadam śniadanie  w Rzymie z takim widokiem.

Fasada Kościoła  Santa  Maria Maggiore



Kolejnym rytuałem jest spacer  moją ulubioną trasą, w stronę Koloseum - zawsze wybieram jedną z bocznych uliczek, aż dojdę do jednej z arterii prowadzących do Via Cavour. Stąd widać już majaczące w oddali Forum Romanum, ale nigdy nie idę prosto w tę stronę, a skręcam w Via dei Annibaldi – muszę po drodze wmieszać się w tłum i przywitać się z Koloseum, to punkt obowiązkowy podczas codziennego spaceru. Teraz mogę ruszać wzdłuż Via dei Fori Imperiali, w stronę Altare della Patria. Tutaj jest mój kolejny przystanek. Lubię patrzeć z dołu na ten ogromny, nielubiany przez miejscowych pomnik i na postać siedzącego na koniu Wiktora Emmanuela II. I gdyby nie tłum ludzi, przewijający się to w jedną, to w drugą stronę, mogłabym siedzieć tam godzinami i podziwiać to gigantyczne dzieło.



Spacerując po Wiecznym Mieście na każdym kroku można trafić na  coś pięknego


Koloseum - jedno z moich ukochanych miejsc w Rzymie





starożytne skarby na Via dei Fori Imperiali






Tort weselny, maszyna do pisania czy szczęka teściowej?  Nielubiany przez miejscowych pomnik - Altare Della Patria


Taki widok ma siedzący na koniu Wiktor Emmanuel II


Dalsza trasa prowadzi przez Largo di Torre Argentina, zwane też Kocim Forum (to tutaj „urzędują” bezpańskie mruczki będące pod opieką fundacji) do Panteonu. Zawsze tak samo  zadziwia mnie, jak dzieło ludzkich rąk, sprzed ponad 2.000 lat przetrwało do dziś. Tak rozmyślając, pełna zachwytu podążam dalej w  kierunku Piazza Navona – pełnego ulicznych artystów, restauracyjnych ogródków i oczywiście turystów. Kształt tego placu, tak różny od pozostałych atrakcji tego typu, nie jest dziełem przypadku – powstał on na  ruinach starożytnego Stadionu Domicjana. Jego pozostałości można zwiedzać – bilet kosztuje 8 euro, można  kupić go w punkcie przy kościele świętej Agnieszki, a  wejście znajduje się w kamienicy stojącej na skraju placu (tym, gdzie znajduje się fontanna z Neptunem). Schodząc do podziemi Piazza Navona, można zobaczyć niewielką zachowaną część ruin Stadio di Domiziano. Do tej pory przetrwał fragment wejścia (widoczny także z Piazza  di Tor Sanguigna) i maleńka część korytarzy i schodów prowadzących na trybuny. Jednak to, co można oglądać do dziś, jak i liczne makiety, plakaty czy animacje, z łatwością pozwalają wyobrazić sobie, jak wyglądał ten olbrzymi stadion oraz poczuć atmosferę Igrzysk.




Panteon, bardzo ciężko uchwycić go na  zdjęciu bez  towarzystwa turystów







Piazza Navona jaki znamy dziś...



... i jaki był dawniej.




Na chwilę zboczyliśmy z jednak z  trasy 😉. Dalej lubię podążać okrężną drogą – zawsze wybieram spacer wzdłuż Via  di Pasquino, prowadzącą wprost do tego znanego posągu. Zawsze witam się z Pasquino i zastanawiam się, co ciekawego miałby nam dzisiaj do powiedzenia. Dalej przemierzam wzdłuż Via del Governo Vecchio. Podziwiam kapliczki na narożnikach kamienic – małe skarby, czasem dość dobrze ukryte przed wzrokiem ciekawskich.  Jest jeden powód, dla którego wybieram właśnie tę trasę – w pewnym momencie ulica skręca w prawą stronę i dokładnie na wprost, moim oczom ukazuje się moje ulubione miejsce w Rzymie: Zamek Świętego Anioła i prowadzący do niego most. Czekam na ten moment niczym dziecko, które w wigilijny wieczór wypatruje Świętego Mikołaja 😉. Nie mogę doczekać się, żeby zobaczyć tego olbrzyma, najpierw z daleka, przesłoniętego lekko przez tłum turystów, ”rosnącego” z każdym moim krokiem. Przechodzę przez most, za każdym razem przyglądając się rzeźbionym postaciom świętych Piotra i Pawła, które witają wchodzących na most i wszystkim dziesięciu aniołom, z których każdy dzierży jeden z przedmiotów związanych z męką Chrystusa. W końcu staję pod samym Zamkiem, a stojący na jego szczycie anioł z mieczem sprawia, że czuję się spokojnie. Nie umiem wyjaśnić tego uczucia. Być może ma  ono związek z legendą, że figura ta upamiętnia Archanioła Michała chowającego miecz na znak końca epidemii dżumy panującej w Rzymie. Stąd także wzięła się nazwa Zamek Świętego Anioła. Dziś mało kto wie, co to Mauzoleum Hadriana, ale Castel Sant’Angelo znają chyba wszyscy.

Pasquino, kiedyś  wygadany, dziś milczący




Moje ulubione miejsce w Rzymie - Zamek Świętego Anioła 




Stojąc przodem do Zamku, po lewej stronie mam Bazylikę Świętego Piotra wraz z wiodącą do niej Via della Conciliazione. Nigdy nie zapuszczam się tam w dzień – zbyt duży tłum nie pozwala mi w pełni cieszyć się pięknem tego miejsca. Wracam tutaj wieczorem, kiedy Plac Świętego Piotra pustoszeje. Siadam wtedy pod jedną z kolumn i obserwuję, patrzę na wyłaniającą się zza kolumnady kopułę, słucham szumu fontanny Berniniego i wreszcie mogę zebrać myśli lub po prostu cieszyć się tym widokiem.





Najlepiej przyjść tu wieczorem



Oczywiście wracam zawsze tą samą drogą, którą idę rano. Nie mam pojęcia, skąd wzięło się to, że akurat tak muszę zacząć i skończyć dzień w Rzymie. Dzięki temu codziennie mogę oglądać swoje  ulubione miejsca. I myślę sobie czasem, że bardzo chciałabym zamieszkać kiedyś w Wiecznym Mieście, choćby na jakiś czas, żeby sprawdzić, jak wygląda tamtejsza codzienność. Tylko czy mieszkając tam i mając to wszystko na wyciągnięcie ręki, nie wpadłabym w pewną rutynę i te widoki nagle nie przestałyby mnie cieszyć? Może dobrze przyjechać tutaj raz na jakiś czas? Wtedy w pełni mogę docenić to wszystko, co mnie otacza, każdą chwilę spędzoną w tym cudownym mieście i wszystko to, co ma mi ono do zaoferowania.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zorganizować tani wyjazd do Włoch?

"Rzymskie wakacje", czyli Wieczne Miasto śladami księżniczki Anny

Włochy okiem emigrantki - Marlena de Blasi