Po opisywanej
wcześniej Katanii, Syrakuzy to miasto, które jest doskonałym przykładem
połączenia sztuki tutejszego baroku z antykiem. To tutaj znajdziecie park
archeologiczny z amfiteatrami – greckim i rzymskim oraz zabytkową starówkę na
wyspie Ortigia.
|
Zabytkowa starówka - Ortigia |
Pierwszym, co zobaczyłam w Syrakuzach, była właśnie Ortigia. Od
razu wydawało mi się, że znalazłam się w miejscu rajskim i bajecznym, gdzie
niespieszny spacer pozwala odkryć jego prawdziwy czar i urok. Wszystkie domy
mają bardzo jasny piaskowy kolor, więc w palącym słońcu cała wyspa wydaje się
jeszcze jaśniejsza i piękniejsza, zwłaszcza w zestawieniu z turkusowym,
przejrzystym morzem.
Jak już
pisałam wcześniej, w tej części miasta znajduje się zabytkowa starówka,
wybudowana w stylu wszechobecnego w tej części wyspy baroku sycylijskiego, choć
nie do końca. Za bogato zdobionymi fasadami można bowiem odnaleźć, niewidoczne
na pierwszy rzut oka pozostałości po starożytnych mieszkańcach Sycylii. Idąc od
strony miasta, tuż za mostem, nie sposób przeoczyć najstarszej na całej Wyspie Słońca świątynię dorycką –
Tempio di Apollo, poświęconą bogowi piękna. Do dnia dzisiejszego zachowały się
z niej fragmenty kolumn. Dalej, kierując się w prawo, wzdłuż Corso Matteotti docieramy do Piazza
Archimede, nazwany tak dla uczczenia słynnego uczonego – Archimedesa, który
właśnie w Syrakuzach miał wykrzyczeć swoje słynne „Eureka!”, wybitny naukowiec
pochodził właśnie stąd i tu dokonywał swoich największych odkryć. Centralną
część placu zajmuje Fontanna Artemidy z bardzo dynamicznie przedstawioną sceną
przemiany nimfy Aretuzy w rzekę, przez boginię łowów.
|
Tempio di Apollo |
|
Fontanna Artemidy na Piazza Archimede |
Ogromne
wrażenie zrobił na mnie Piazza del Duomo, jak łatwo się domyślić, to tutaj stoi
tutejsza katedra pod wezwaniem Narodzenia NMP. Cały plac to mieszanka wielu
stylów architektonicznych, a sama katedra to zaadaptowane na kościół miejsce
kultu bogini Ateny. Za jej barokową fasadą kryją się doskonale wkomponowane w
jej obecny kształt fragmenty doryckiej świątyni. Wejście do duomo jest płatne,
kosztuje 2 euro, a panie, które są ubrane w sposób odpowiedni na sycylijski
upał, ale niekoniecznie przystający do
powagi kościoła, dostaną stosowne pelerynki do zarzucenia na ramiona lub do
przewiązania w pasie. Oprócz katedry, na
placu znajdują się także Pałac Arcybiskupi (Palazzo Arcivescovile), Ratusz
(Palazzo Municipale) i kościół św. Łucji (chiesa di Santa Lucia alla Badia),
patronki miasta, gdzie można podziwiać
obraz autorstwa Caravaggia „Pogrzeb św. Łucji”, którego nie było mi dane
zobaczyć, bo kościół niestety był zamknięty. Zresztą nie była to jedyna
atrakcja w mieście, gdzie odbiłam się od zamkniętych drzwi. Caravaggio i św.
Łucja poczekają do następnej wizyty.
|
Baraokowa fasada Katedry... |
|
...i jej wnętrze ze starożytnymi niespodziankami |
Nie chciałam
dłużej stać w palącym słońcu, w którym skąpany był prawie cały Piazza del
Duomo, a jego nieliczne zacienione
miejsca były już dawno zajęte przez innych zmęczonych upałem turystów.
Najbezpieczniej było po prostu spacerować dalej i liczyć na to, że w wąskich
uliczkach uda się schronić przed
słonecznymi promieniami. Przechadzka nie trwała jednak długo, bo po kilku minutach byłam już przy źródle Aretuzy
(Fonte Aretusa). Jest to niewielkich rozmiarów sadzawka położona nad samym
morzem, znana z rosnącej to po dziś dzień trzciny papirusowej i mitu o nimfie
Aretuzie przemienionej w rzekę przez boginię Artemidę. Być może właśnie za
sprawą smutnej historii zakochanego młodzieńca i nimfy, która nie odwzajemniała
jego uczuć i chcąc skryć się przed niechcianym adoratorem, poprosiła o pomoc
boginię, niewielka sadzawka fascynuje poetów, pisarzy, a nawet kompozytorów.
|
Zabudowa wyspy i przejrzyste, turkusowe morze |
|
Źródło Aretuzy |
Na samym
krańcu wyspy, w jej najdalej wysuniętym na południe punkcie, stoi Castello
Maniace, zbudowany przez Fryderyka II ze Szwabii, zaprojektowany przez tego
samego architekta, co katańska forteca – Castello Ursino. Niestety Zamek
Maniace był kolejną z atrakcji, której nie udało mi się zwiedzić, bo dość
niefortunnie zaplanowałam ten wypad na poniedziałek, a wtedy zwiedzanie
twierdzy jest mocno ograniczone. Nie pozostało mi nic innego jak powoli pójść w
kierunku Parco Archeologico della Neapolis.
|
Castello Maniace |
|
Uliczki Ortygii |
Ostatnie
spojrzenie na czarujące uliczki Ortigii i znów byłam w mieście. Pomyślałam
sobie wtedy, że Syrakuzy to w sumie miasteczko jak każde inne tutaj na południu. Palące słońce, przez które spacer
wydawał mi się trwać wieczność, chociaż odległość do pokonania nie była wcale
duża, nie dodawało mu uroku i nie wzbudzało moich ciepłych uczuć 😉.
Wreszcie udało mi się dotrzeć do celu i muszę przyznać, że ten cel nieco mnie
rozczarował. Nie chcę wyjść na wiecznie niezadowolonego turystę, któremu nic
się nie podoba i tylko narzeka, ale
amfiteatr rzymski zrobił na mnie wrażenie
bardzo zaniedbanego, cały porośnięty wysoką trawą. Z kolei teatr grecki
jest to obiekt dostosowany do wystawiania tutaj przedstawień i jego dawna forma
ukryta jest pod zbitymi z desek siedziskami dla widowni. Mam wrażenie, że odbiera
mu to trochę jego klimat, choć uczestniczenie w spektaklu wystawianym w tak
wyjątkowym miejscu musi być nie lada przeżyciem. Największe wrażenie zrobiły na
mnie groty na terenie kamieniołomów,
szczególnie Orecchio di Dionisio, czyli Ucho Dionizjusza. Jej ściany ponoć
wzmacniają każdy dźwięk aż 16 razy, nic więc dziwnego, że tyran Syrakuz
Dionizjusz wykorzystywał ją do podsłuchiwania rozmów uwięzionych w grocie
jeńców. Tak przynajmniej głosi legenda 😊. Jednak wszechobecna w środku ciemność i
to, że nie miałam pojęcia, co czeka na
mnie za zakrętem, spowodowały, że bardzo szybko się wycofałam. Lęk zwyciężył.
|
Amfiteatr Rzymski |
|
Amfiteatr Grecki i okolice |
|
Kamieniołomy |
|
Orecchio di Dionisio |
Trochę z braku
czasu, a trochę świadomie nie zdecydowałam się na zwiedzenie Sanktuarium
Madonny od Łez. Nie sposób je przeoczyć, bo jego charakterystyczny kształt,
przypominający ogromną wyciskarkę do cytrusów, nietrudno dostrzec nawet z
dalekich zakątków Syrakuz. Sami mieszkańcy miasta nazywają kościół „żelbetowym
potworem”. Wybudowano go dla upamiętnienia cudu z 1953 r., kiedy to z gipsowego wizerunku Niepokalanego Serca Maryi
popłynęły ludzkie łzy. Cud czy nie, ja wolę zwiedzać starsze kościoły 😉.
Pomimo
niewielkiego rozczarowania, nie żałuję, że w taki sposób zaplanowałam spędzenie
dnia w Syrakuzach. Pomimo tego, że oczekiwałam czegoś innego, nie mogę
powiedzieć, że którekolwiek z
opisywanych przeze mnie miejsc nie
zasługuje na to, żeby poświęcić mu nieco czasu. Syrakuzy to wyjątkowo piękne i
klimatyczne uliczki Ortigii i ślady dalekiej historii, które doskonale łączą
się ze sobą i mogą wspaniale funkcjonować obok siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz