Sierp pomiędzy dwoma morzami - Trapani


Długo zastanawiałam się, czy pisać post o Trapani, ale skoro założeniem bloga jest pisanie o  moich subiektywnych odczuciach, a nie powielanie przewodnikowych informacji, stwierdziłam, że czemu nie i jak najbardziej warto podzielić się swoimi wrażeniami z tej części Sycylii. Chociaż może  to za dużo powiedziane, bo oprócz miasteczka nic więcej nie udało mi się tutaj zobaczyć, a i to zrobiłam, jak zwykle, na swój sposób.





Trapani leży na długim półwyspie, który swym kształtem przypomina sierp. Oczywiście ma to związek z mitem, według którego narzędzie to wypadło z rąk bogini Demeter, kiedy rozpaczliwie poszukiwała swojej ukochanej córki Persefony, porwanej przez Hadesa i zamieniło się w pas ziemi, na którym powstało miasto – starożytne Drepanon, czyli sierp właśnie. Inna legenda wyjaśnia położenie miasta pomiędzy dwoma morzami – Tyrreńskim i Śródziemnym. Według tej historii Trapani miało zostać stworzone przez samego Posejdona – władcę wód. To on miał troszczyć się o jego mieszkańców, którzy do dziś korzystają z tego, co oferuje im morze. Sycylijczycy mają świadomość swojej długiej i burzliwej historii, sięgającej czasów starożytnych, wciąż wierzą w tę boską opiekę i pięknie potrafią wyjaśnić wszystko oraz podeprzeć to stosownym mitem.

Do Trapani wybrałam się z Palermo i wyjątkowo zamiast pociągu wybrałam autobus. Niestety podróż koleją zajęłaby mi zdecydowanie więcej czasu i nie było to połączenie bezpośrednie. Co prawda na wakacjach nigdzie  mi się nie spieszy, ale szkoda mi było tracić czas na przesiadki i stres, czy zdążę na kolejny pociąg, bo jak wcześniej się przekonałam, czas podany w rozkładzie jazdy jest bardzo orientacyjny i nie należy brać go za pewnik 😉. Żebyście nie tracili czasu na poszukiwanie dworca  autobusowego w Palermo, od razu podpowiem Wam jak go znaleźć, bo nie jest to sprawa tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Chcąc znaleźć terminal autobusowy, trzeba wejść na dworzec kolejowy Palermo Centrale, przejść w kierunku peronu pierwszego i iść dalej chodnikiem biegnącym wzdłuż niego. Tam też znajdziecie punkt sprzedaży biletów wszystkich przewoźników odjeżdżających z  dworca.

Kiedy wysiadłam z autobusu, pierwszym co mnie uderzyło, był oczywiście straszny upał, a miałam nadzieję, że nad morzem nie będzie to aż tak uciążliwe. Miałam wrażenie, że nagrzany chodnik pali mnie w stopy, aż zerknęłam, czy aby nie stopiły mi się podeszwy od sandałów 😉. Początkowo zupełnie nie mogłam odnaleźć się w tym niewielkim miasteczku i wydało mi się  ono dość nieprzyjazne. Mówiąc szczerze, w ogóle mi się nie podobało i zastanawiałam się, skąd te zachwyty nad Trapani i co tu jest ciekawego? Miałam wrażenie, że znalazłam się w typowym kurorcie dla turystów i miłośników plażowania, gdzie przy głównych deptakach stały rzędy restauracyjnych ogródków, a w nich siedziały nieliczne osoby, które akurat zrobiły sobie przerwę w opalaniu i pływaniu w morzu. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do plażowiczów -  każdy wypoczywa tak jak lubi najbardziej i ja nie mam zamiaru tego oceniać, ale bardzo chciałam coś pozwiedzać. Nie mogłam odnaleźć tu klimatu, jaki najbardziej lubię. Nie bardzo podobały mi się rozwieszone nad głowami girlandy światełek, miałam wrażenie, jakby do sierpnia nikt nie zdążył sprzątnąć świątecznych dekoracji 😉. Miałam też spory problem w zorientowaniu się w uliczkach Trapani, za każdym razem, kiedy skręcałam z Corso Vittorio Emanuele, bo wydawało mi się, że w ten sposób dotrę tam, dokąd chciałam, gubiłam się i musiałam nadłożyć drogi,  czasem nawet sporo. Co ciekawe, tym sposobem, w wąskich ulicach, o tej porze pustych, bo mieszkańcy woleli zostać w domach lub pójść  na plażę, znalazłam to, czego szukałam i czego zabrakło mi na samym początku. Wszędzie unosił się zapach świeżego prania wiszącego w poprzek uliczek, ponad moją głową,  wymieszany z wonią domowych potraw przygotowywanych przez tutejsze gospodynie, bo właśnie byłą pora lunchowa. Z okien dobiegały przyciszone dźwięki radia, krzyki dzieci i brzdękanie sztućców.  Wszystko wskazywało na to, że znalazłam niepowtarzalny klimat Trapani, rytm dnia południowego miasteczka, wyznaczany przez wysokość słońca na niebie.



Corso Vittorio Emanuele








Trochę pobłądziłąm w uliczkach Trapani

I tak, dość okrężną drogą dotarłam na zachodni kraniec miasteczka, na sam ostry wierzchołek wygiętego sierpa, czyli do Torre di Ligny. Wieża stanowi jeden z wielu dobrze zachowanych fragmentów dawnych murów obronnych, miała służyć ochronie  miasta przed atakami pirackimi, a podczas  II wojny światowej pełniła funkcję stanowiska dział przeciwlotniczych. Obecnie mieści się tutaj Muzeum Miejskie Wieży Ligny.

Torre di Ligny

Skoro przeszłam już  uliczkami Trapani i wiedziałam, że większość atrakcji zamknięta jest na głucho i ponownie  mają zostać otwarte dopiero późnym popołudniem (odbiłam się od drzwi kilku kościołów, reprezentujących oczywiście barok sycylijski), postanowiłam wrócić brzegiem morza, tam zdecydowanie trudniej  się zgubić i można dokładniej przyjrzeć się pozostałym częściom murów obronnych. Woda miała barwę turkusu i była tak przejrzysta, że nie mogłam oprzeć się pokusie i musiałam zanurzyć w niej chociaż stopy. Bo musicie wiedzieć, że chociaż  nie jestem typem plażowicza, nigdy nie odmawiam sobie spaceru wzdłuż plaży 😊.





Kto oparłby się pokusie spaceru taką plażą?


               Przez moje poranne przygody z szukaniem autobusu, podróż dłuższą niż przewidywał to rozkład i problemy w zorientowaniu się w topografii miasta, wiedziałam, że nie zobaczę już zbyt wiele w samym Trapani. Dla pewności postanowiłam wrócić do Palermo wcześniejszym autobusem niż to początkowo planowałam. Chciałam jeszcze przespacerować się na Piazza Vittorio Emanuele. Po drodze znalazłam się na niewielkim placyku otoczonym portykami– to Piazza Ex Mercato del Pesce, czyli dawny targ rybny, pośrodku którego stoi Fontanna Wenus Anadyomene. Kiedy znów zanurzyłam się w uliczki Trapani, zupełnym przypadkiem znalazłam niepozorny kościół św. Mikołaja. Jego otwarte drzwi zachęciły mnie do wejścia. Wystarczy tylko wrzucić skromny datek do puszki i można zwiedzać i chłodzić się w kościelnych murach do woli. W środku kościół także był dość skromny, na Sycylii przyzwyczaiłam się do barokowych fasad i wnętrz. W oczy rzuciła mi się „oszukana” kopuła, jak w  rzymskim kościele św. Ignacego, choć oczywiście mniej okazała i szopka bożonarodzeniowa, w której oczywiście oprócz tradycyjnych, biblijnych postaci można było zobaczyć scenki z  życia zwykłych ludzi. Była tu karczma  pełna gości, rzemieślnicy przy pracy i… dwóch chłopców wyjadających w pośpiechu świeży makaron 😉.



Piazza Ex  Mercato del Pesce







Kościół św. Mikołaja







Bożonarodzeniowa szopka


               Sam Piazza Victorio Emanuele to dość spory, reprezentacyjny plac we wschodniej części Trapani. Nie sposób przeoczyć stojącego na nim pomnika pierwszego władcy Zjednoczonych Włoch – Wiktora Emanuela II oraz Fontanny Trytona, autorstwa tutejszego artysty – Domenica Li Muli. Można też schłodzić się w cieniu w pobliskim parku Villa Margherita.


Piazza Vittorio Emanuele

               Sami widzicie, że nie udało mi się zobaczyć wiele. Cieszę się, że zobaczyłam Trapani w sposób „nieprzewodnikowy”. Gdybym skupiła się tylko na głównych ulicach i atrakcjach, pewnie nie zobaczyłabym tego, czego szukałam od samego początku i nadal niesprawiedliwie sądziłabym, że miasto jest zwykłym kurortem, jakich wiele i ma niewiele do zaoferowania. Nie mogę przecież winić Trapani za to, że jak ostatnia gapa szukałam dworca autobusowego, a później krążyłam po ulicach. Dziś myślę sobie, że jest to doskonałe miejsce na  bazę wypadową do zwiedzania tej części wyspy. Można stąd wyskoczyć do średniowiecznego Erice, zwiedzić saliny, czyli „plantacje” soli morskiej, czy starożytne świątynie Segesty i Selinuntu. Wielbicielom plażowania z  pewnością przypadnie do gustu pobliskie San Vito Lo Capo. Z Trapani można wybrać się do Marsali, czy w rejs na pobliskie Wyspy Egadzkie (kusi mnie zwłaszcza Favignana). Można też odpocząć w mieście, z dala od tłumów, zażyć południowowłoskiego la dolce vita, a wieczorem skosztować specjałów kuchni sycylijskiej w jednej z  tutejszych knajpek.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zorganizować tani wyjazd do Włoch?

Włochy okiem emigrantki - Marlena de Blasi

Jak nie odkrywać Włoch, czyli instrukcja obsługi Italii