Macie dość czytania o Rzymie? Mam nadzieję, że
nie, bo przygotowałam dla Was jeszcze kilka godnych polecenia rzymskich
atrakcji, z którymi moim zdaniem warto się zapoznać, jeżeli macie dość czasu i
zapału do zwiedzania.

Szczęśliwie
złożyło się tak, że drugie urodziny bloga mogłam świętować właśnie w Wiecznym
Mieście. Taka okazja wymagała więc odwiedzenia miejsc wyjątkowych, wyjątkowych
oczywiście dla mnie, nie każdy z Was musi podzielać moje zachwyty. Po śniadaniu
pojechałam więc przespacerować się wzdłuż via Appia Antica. Co prawda byłam w
tej części Rzymu, kiedy zaczynałam swoją włoską przygodę, ale tym razem
chciałam dotrzeć nieco dalej i przespacerować się wzdłuż najstarszej rzymskiej
drogi. Nie planowałam dotrzeć aż do Brindisi, ale iść przed siebie, dopóki nie
opuszczą mnie siły albo dopadnie nuda. Pod Koloseum wsiadłam w autobus miejski
nr 118 i po kilku minutach (pewnie to zasługa braku turystów) wysiadłam na
przystanku przy kościele Domine Quo Vadis, jak popularnie bywa nazywany kościół
Najświętszej Marii Panny w Palmis (Santa Maria delle Piante). Niewielki
kościółek stanął w miejscu, w którym uciekający przed prześladowaniami
chrześcijan św. Piotr spotkał Jezusa, podążającego w kierunku Rzymu.
Wypowiedział wtedy te słynne słowa: „Quo vadis Domine?” (Dokąd idziesz,
Panie?). W odpowiedzi miał usłyszeć „Do Rzymu idę, by mnie ukrzyżowano po raz
wtóry”. Skruszony apostoł powrócił do Rzymu, gdzie poniósł męczeńską śmierć, a
w miejscu tego osobliwego spotkania Chrystus odcisnął swe stopy w kamieniu,
który można podziwiać we wspomnianym kościele. Dziś na widok publiczny
wystawiona jest oczywiście kopia, oryginalny kamień znajduje się w pobliskiej
Bazylice św. Sebastiana. Po lewej stronie od wejścia znajdziecie też popiersie Henryka
Sienkiewicza, który opisał to wydarzenie w zakończeniu swojej powieści „Quo
vadis”. Warto tutaj zawitać choćby na chwilę. Kościół jest naprawdę maleńki i
zajrzenie w każdy jego zakątek nie zajmuje dużo czasu, ale z przyjemnością
zostałam tam dłużej niż to konieczne, zwłaszcza że oprócz mnie nie było tam
nikogo.
 |
Kościół Domine Quo Vadis |
 |
Popiersie Henryka Sienkiewicza |
 |
Ślad stóp Jezusa |
 |
Wnętrze kościoła |
Być może brak
turystów wynikał z tego, że akurat tego dnia były zamknięte Katakumby św.
Sebastiana, które zazwyczaj przyciągają rzesze zwiedzających. Niestety w
związku z tym, nie mogłam także wejść na teren parku otaczającego katakumby i
byłam zmuszona do spaceru wzdłuż ruchliwego odcinka via Appia Antica, który nie
należy do najprzyjemniejszych – pędzące w obie strony samochody, a miejsce dla
pieszych ograniczone grubą linią, czasami bardzo wąskie (w zasadzie szerokości
namalowanej na drodze linii 😉). Jak najszybciej przemknęłam przez ten
fragment drogi i po kilku minutach mogłam cieszyć się spokojem i względną ciszą.
Żadna z atrakcji mieszczących się w pobliżu nie był akurat dostępny dla zwiedzających,
więc spotkałam tylko okolicznych mieszkańców, którzy wyszli na spacer ze swoimi
pupilami, rowerzystów, biegaczy, jaszczurki i wygrzewające się w słońcu koty. Z
niektórymi nawet ucięłam sobie pogawędkę (ludźmi, nie kotami 😉).
Via Appia fascynowała mnie zawsze, podobnie jak wszystko, co zachowało się do
dziś po starożytnych. Jej głównym zadaniem było połączenie Rzymu z Kampanią, co
miało umożliwić zaopatrzenie miasta w pochodzące stamtąd produkty rolne. Tak
jak wspomniałam wcześniej, najstarsza rzymska droga prowadziła przez Kapuę aż
do Brindisi leżącego nad Adriatykiem i miała ogromne znaczenie strategiczne – w
końcu łączyła stolicę imperium z jego najważniejszym portem. Nie bez powodu była
nazywana przez Rzymian królową dróg (regina viarum) – tędy wyruszały i
powracały legiony rzymskie walczące na chwałę imperium, przemierzali ją kupcy i
posłańcy. To właśnie tutaj, na odcinku od Kapui do Rzymu zostali ukrzyżowani
niewolnicy walczący w oddziałach Spartakusa, pokonanych przez Marka Licyniusza
Krassusa. Droga Appijska byłą też swego rodzaju aleją cmentarną – wznoszono tu
rodzinne grobowce, powstały także podziemne katakumby, które do dziś
stanowią jedne z głównych atrakcji
Wiecznego Miasta i wraz z via Appia Antica stanowią Parco Regionale dell’Appia
Antica, który jest chronionym obszarem archeologicznym (więcej informacji na
temat atrakcji i samego parku znajdziecie na stronie internetowej: https://www.parcoappiaantica.it/ ).
Nawet dziś ma się wrażenie, że czas tutaj jakby stanął w miejscu, choć rzymska
królowa dróg straciła wiele ze swej dawnej świetności, bo spacerując spotkałam
tylko okolicznych mieszkańców, którzy wyszli na spacer ze swoimi pupilami,
rowerzystów, biegaczy, jaszczurki i wygrzewające się w słońcu koty. Z
niektórymi nawet ucięłam sobie pogawędkę (ludźmi, nie kotami 😉).
Rolę drogi łączącej Rzym z południową częścią Włoch przejęła biegnąca nieopodal
via Appia Nuova, dzięki czemu tu można odetchnąć od zgiełku ruchliwego i
zatłoczonego miasta. Spacer po rozgrzanym bruku, wśród cyprysów i pozostałości
dawnych budowli rozbudza wyobraźnię. Cały czas zastanawiałam się, jak wyglądała
ta okolica w czasach świetności, jak widzieli ją podróżujący w lektykach
obywatele rzymscy czy opuszczający swoje miasto, czasem na zawsze, legioniści.
Nie sposób było odsunąć od siebie wizji via Appia z ustawionymi po obu jej
stronach krzyżami, a na nich umierających niewolników, którzy walczyli o swoją
wolność i honor. Pewnie szłabym dalej na południe, ale w takim wyjątkowym dniu,
jakim są blogourodziny, chciałam odwiedzić jeszcze jedno miejsce, moje ulubione
w całym Rzymie. Kto zagląda tu
regularnie, doskonale wie, że mowa o Zamku Świętego Anioła. Nie zdam Wam jednak
relacji z tej wizyty teraz, bo to miejsce zasługuje na odrębny post, który na
pewno za jakiś czas się tutaj pojawi.
























 |
via Appia Antica dziś Nie daje zapomnieć o czasach swojej świetności |
Podczas
poprzednich wizyt w Rzymie nie miałam okazji odwiedzić dzielnicy EUR, czyli
Esposizione Universale di Roma, więc teraz nadarzyła się idealna okazja. EUR
powstała z myślą o Wystawie Światowej, która miała odbyć się w Rzymie w 1942
roku i miała być Trzecim Rzymem – po starożytnym i papieskim. Oczywiście ze
względu na wybuch II Wojny Światowej w 1939 roku, wystawa w Wiecznym Mieście nie
doszła do skutku, ale do dziś można podziwiać dzieło architektów, ukończone już
po wojnie. Pracami zajmowali się najwybitniejsi włoscy architekci, a kierował
nimi Marcello Piacentini, odpowiadający bezpośrednio przed Mussolinim.
Dzielnica EUR miała stanowić odwołanie do klasycznych form i tradycji, które są
w Italii wszechobecne, dążąc jednocześnie do nowoczesności i wybiegając w
przód, co z kolei miało ukazać Włochy jako mocarstwo idące z duchem czasu.
Najbardziej jaskrawy przykład takiego połączenia stanowi Palazzo della Civiltà
Italiana, czyli Kwadratowe Koloseum (Colosseo Quadrato) – nie trudno dostrzec
tu nawiązanie do Amfiteatru Flawiuszy, jednak jego kształt i brak ozdobników czyni
z niego budowlę prawdziwie nowoczesną. Od 2015 roku mieści się tu siedziba
marki Fendi. Nie wiem, czy z tego powodu, ale nie zostałam wpuszczona nie tylko
do budynku, ale zatrzymano mnie gdy tylko przekroczyłam bramę wejściową. Na
szczęście sympatyczny pan z ochrony pozwolił mi zrobić kilka szybkich zdjęć 😉.
Co do samej dzielnicy
mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony nawiązanie do tradycyjnych form, do
historii, od której w Rzymie nie da się uciec, z drugiej zaś kanciaste formy i
wszechobecna symetria i proste formy sprawiły, że czułam się przytłoczona i nie
mogłam nie zauważyć, jaki był prawdziwy cel powstania tego miejsca –
propaganda. Czułam wręcz zadęcie i chęć demonstracji wielkości władzy. Powiem
szczerze, że EUR bardzo szybko mnie zmęczyła i nie zabawiłam tam długo, wręcz z
przyjemnością wsiadłam w metro i wróciłam oglądać Koloseum – to klasyczne,
które stoi tam od prawie 2000 lat. Ono bardziej trafia w mój gust 😉.
Nie myślcie jednak, że nie dałam szansy samej EUR. Pospacerowałam trochę jej
ulicami, zaczęłam od Parco Centrale del Lago ze sztucznym jeziorem, obok
urokliwy Giardino delle Cascate, nad którym góruje Palazzo dello Sport (znany
bardziej jako PalaLottomatica), inaugurowany w 1960 roku z okazji letnich
Igrzysk Olimpijskich odbywających się w Rzymie. Niestety nie było mi dane
ochłodzić się i posłuchać szumu wody spadającej z góry kaskadami, bo akurat
panowie oczyszczali ten betonowy wodospad. Obiekt sportowy też pozostawał
zamknięty, więc nie pozostało mi nic innego jak podążyć w kierunku położonej na
wzgórzu Bazyliki świętych Piotra i Pawła. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że
stanowi ona skromniejszą wersję Bazyliki św. Piotra w Watykanie. Przed
świątynią stoją olbrzymich rozmiarów posągi przedstawiające świętych patronów.
Wnętrze bazyliki przypomina bardzo współczesne kościoły, jakie buduje się w
większości miast, w nowopowstałych dzielnicach. Kolejnym punktem było
wspomniane wcześniej Colosseo Quadrato, a stamtąd trafiłam prosto do serca
dzielnicy – na Piazza Guglielmo Marconi, gdzie stoi marmurowy obelisk ustawiony
tam właśnie na cześć Marconiego. Na placu znajdują się też muzea mieszczące się
w symetrycznie ustawionych, po obu jego stronach budynkach. I właśnie w tym
momencie zaczęłam mieć dość. Nie myślałam nawet o zapoznawaniu się z zasobami
muzeów, może następnym razem. Obiecuję wtedy podzielić się swoimi wrażeniami 😊.
Przytłoczona i zmęczona marzyłam, żeby wrócić do mojego ulubionego Rzymu – tego
starożytnego. Nie chcę zniechęcać Was do wybrania się w tę część Wiecznego
Miasta. Wiem, że dzielnica EUR ma wielu zwolenników, po prostu nie trafiła w
mój gust, ale nie żałuję, że wybrałam się wreszcie ją zobaczyć. Trzeci Rzym
niewątpliwie zasługuje na to, żeby go poznać, i spędzić tu choćby krótką
chwilę. W końcu to Rzym i powiedziałabym, że istnieje nie po Rzymie starożytnym
i papieskim, ale obok nich i wszystkie trzy doskonale się uzupełniają i
pokazują mieszkańcom i turystom wszystkie karty historii miasta.




 |
Obiekt sportowy, sztuczne jezioro i nieczynne kaskady w EUR |
 |
Bazylika świętych Piotra i Pawła |
 |
Colosseo Quadrato |
 |
Nieco przytłaczająca, choć dobrze przemyślana architektura dzielnicy EUR |
Jeden dzień pobytu w Rzymie
poświęciłam na zwiedzanie kościołów – tak bywa, kiedy weźmie się na wyjazd tylko
jedną sukienkę zakrywającą ramiona i nic czego można by użyć w upale jako
narzutki. I tak cały piątek spędziłam na zwiedzaniu Bazylik Papieskich w Wiecznym
Mieście, ale te opiszę w osobnym poście, bo zasługują na to, żeby poświęcić im
kilka słów. Oprócz nich odwiedziłam też Bazylikę św. Piotra w Okowach (San
Pietro in Vincoli), której nazwa pochodzi od przechowywanych w relikwiarzu pod
ołtarzem głównym łańcuchów, które krępowały św. Piotra kiedy przebywał w
Więzieniu Mamertyńskim. Po wejściu do kościoła nie sposób przeoczyć pięknych
kolumn wykonanych w porządku doryckim, rozdzielających nawę główną od bocznych.
Pod świątynią znajdują się pozostałości zabudowy starożytnej odkryte podczas
prac archeologicznych prowadzonych tu w latach pięćdziesiątych, ale ta część
bazyliki nie jest dostępna dla zwiedzających. Jednak tym, co przede wszystkim
przyciąga tutaj rzesze turystów, jest niewątpliwie mauzoleum papieża Juliusza
II, autorstwa Michała Anioła ze słynnym posągiem Mojżesza z… rogami. Ponoć rogi
są wynikiem błędnego tłumaczenia biblii przez św. Hieronima ze Strydonu,
zgodnie którym „Mojżesz miał głowę rogatą” (w oryginale głowa Mojżesza miała
być promieniście jaśniejąca, ale podobieństwo tych hebrajskich słów zaowocowało
dość zabawną pomyłką). Michał Anioł tworząc mauzoleum, inspirował się właśnie
biblijnym opisem, stąd na głowie Mojżesza znajdują się dwa, niemożliwe do
przeoczenia rogi. Pierwotny projekt zakładał dzieło większych rozmiarów, ale
Buonarotti został oddelegowany do pracy przy kaplicy Sykstyńskiej i papieski
grobowiec ukończony został przez jego uczniów. Ponadto część postaci, które
miały znaleźć się na papieskim mauzoleum dziś należy do zbiorów paryskiego
Luwru, „Geniusz Wiktorii” zaś mogą podziwiać zwiedzający Palazzo Vecchio we
Florencji. Mogę tylko wyobrażać sobie jakie rozmiary osiągnąłby grobowiec,
gdyby został zrealizowany zgodnie z zamysłem, skoro w obecnej postaci wywarł na
mnie olbrzymie wrażenie.

 |
Doryckie kolumny rozdzielające nawy bazyliki |
 |
Rogaty Mojżesz na papieskim grobowcu |
 |
Relikwiarz z łańcuchami krępującymi św. Piotra |
 |
boczne nawy bazyliki |
Udało mi się też wybrać na cmentarz
niekatolicki (Cimitero Accatolico) nieopodal Piramidy Cestiusza i Monte Testaccio.
Rzadko zaglądam na cmentarze, będąc we Włoszech, ale ten był na mojej liście
miejsc do odwiedzenia już od jakiegoś czasu. Powstał w wyniku surowych norm
kościelnych, zgodnie z którymi zabraniano pochówku w poświęconej ziemi wyznawcom
innych religii czy samobójcom. Cimitero Accatolico bywa zwany cmentarzem
artystów i poetów. Nic dziwnego, tutaj znajdziecie groby m.in. angielskich
poetów: Johna Keatsa i Percy’ego Bysshe Shelley’a, syna Johanna Wolfganga Goethego, czy zmarłego niedawno
Andrei Camillerego. Cimitero Accatolico to miejsce bardzo spokojne, choć
położone w dość ruchliwej i głośnej części Rzymu. Wzrok spacerujących
przyciągają piękne pomniki pochowanych tutaj osób. Zastanawiałam się, czy można
z nich wyczytać ich historię, czy też może te niewielkie dzieła sztuki są po
prostu tylko pięknymi nagrobkami. Najbardziej popularnym jest Anioł Smutku,
wykonany przez rzeźbiarza Williama Wetmore'a Story, wieńczący nagrobek jego małżonki Emelin Story.


 |
Grobowiec Keatsa i widok na Piramidę Cestiusza |
 |
Niektóre pomniki przyciagają wzrok |
 |
Anioł Smutku |
 |
Grób Mistrza kryminału z Sycylii |
Mogłabym tak jeszcze długo, ale już
wyszedł z tego nieco przydługi tekst, a trzeba wiedzieć kiedy skończyć, zanim zanudzi
się czytelnika na śmierć 😉. Zatem na tym zakończę, ale jak
zapowiedziałam, do Rzymu jeszcze Was zabiorę, bo ja nie mam go nigdy dość.
Komentarze
Prześlij komentarz