Często szukam
włoskich śladów na własnym podwórku - w swojej okolicy, ale też w całym naszym
pięknym kraju nad Wisłą, bo Polska niewątpliwie jest piękna i warta poznania.
Ostatni rok nie był łatwy dla wszystkich italomaniaków i właśnie wtedy wpadł mi
do głowy pomysł na stworzenie nowego cyklu na blogu – „Włochy w Polsce”. Jako lokalna patriotka zaczęłam od swojego
rodzinnego miasta, a dziś chcę Was zabrać w miejsce, które dla mnie jest
namiastką Włoch u nas w kraju. Kiedy nie mogę odwiedzić ukochanej Italii,
chętnie wpadam choćby na kilka dni do naszego pięknego Krakowa, bo oczywiście o
nim mowa. Niektóre skojarzenia i odczucia oczywiście są bardzo subiektywne,ale z faktami historycznymi, które wskazują na powiązanie Grodu Kraka ze
słonecznymi Włochami, dyskutować nie można.

Doskonale
pamiętam mój pierwszy pobyt we Florencji. Nie mogłam pozbyć się wrażenia,że stolica Toskanii, jej uliczki, architektura i panujący tam klimat bardzo
przypominały mi spacery po Krakowie. Nie ma w tym w sumie nic dziwnego – największy rozwój Florencji
miał miejsce w epoce Renesansu, dzięki rodowi Medyceuszy. W tym samym czasie
rozkwitł i nasz Kraków, a to dzięki mecenatowi Zygmunta I Starego z dynastii
Jagiellonów oraz jego włoskiej małżonki. Nie znam nikogo, kto nie wie kim była
Bona Sforza d’Aragona. Powszechnie przyjęło się, że dzięki królowej na polskie
stoły trafiło wiele jarzyn, zwanych dziś potocznie „włoszczyzną”, choć prawda
jest taka, że już przed przybyciem monarchini do Krakowa, w Polsce osiedlali
się obywatele włoscy, którzy przywieźli ze sobą warzywa takie jak kalafior czy
kapusta. Bez wątpienia Bona wniosła dużo więcej do naszej historii, niż tylko powiew
świeżości i lekkość w staropolskiej kuchni. Żona Zygmunta Starego była córką Izabeli
Aragońskiej i księcia Mediolanu Giana Galeazza Sforzy, który jednak został
odsunięty od władzy przez swego wuja Ludovica il Moro i zmarł, gdy Bona miała
zaledwie 8 miesięcy. Wraz z matką udały się do Neapolu, ale sytuacja polityczna
zmusiła je do kolejnej tułaczki i ostatecznie osiadły w Bari. Przyszła królowa
Polski odebrała staranne wykształcenie – biegle posługiwała się językiem
łacińskim oraz hiszpańskim, poznała również historię, geografię, a nawet
tajniki administracji państwowej. Małżeństwo z polskim monarchą miało
oczywiście podłoże polityczne, ale trzeba przyznać, że skorzystały na nim obie
strony. Dzięki Bonie nastąpił znaczny rozwój architektury i sztuki, a wielu
młodych miało szansę na naukę za granicą. Jednak królowa nie była zbyt lubiana
przez sobie współczesnych – dotychczas żadna kobieta tak otwarcie nie angażowała
się w sprawy polityki i nie podejmowała niezależnych decyzji, zastępując
niejednokrotnie samego króla. Przylgnęła do niej łatka trucicielki, ale czy
dziś dowiemy się, jak było faktycznie? Sama poniosła śmierć w wyniku otrucia
przez swojego zaufanego współpracownika i spoczęła w Bazylice św. Mikołaja w
Bari, choć jej życzeniem było, aby pochować ją w Neapolu. I tak królowa
powróciła do swojej Ojczyzny, zostawiając nam po sobie trwały ślad w postaci renesansowych skarbów w Krakowie.


 |
Zamek Królewski na Wawelu i jego włoskie akcenty |
Warto wspomnieć
jeszcze jedną włoską damę, która zadomowiła się w Grodzie Kraka. Ta jednak
zawitała tu na dłużej, bo możemy złożyć jej wizytę jeszcze dziś. Mowa
oczywiście o dziele Leonarda da Vinci „Dama z gronostajem”. Jak obraz znalazł się
w Polsce? W 1788 roku został zakupiony przez księcia Jerzego Adama Czartoryskiego
jako prezent dla jego matki Izabeli Czartoryskiej. Dzisiaj możemy podziwiać go
w Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie. Kogo przedstawia dzieło mistrza
renesansu? Sportretowana kobieta to Cecilia Gallerani, kochanka księcia
Ludovika Sforzy, zwanegoil Moro. Tak, tego samego, który pozbawił władzy w Mediolanie ojca królowej
Bony. Wiele aluzji można wyczytać w pozornie niewinnym i prostym portrecie
włoskiej damy. Nawet zwierzę, przedstawionena obrazie nie jest przypadkowe. Nawiązuje ono do nazwiska modelki, ale również
jest czytelnym symbolem samego księcia Mediolanu – jego grecka nazwa galé zawiera
się w nazwisku Gallerani, a Ludovico był kawalerem „Orderu Gronostaja” i wizerunek tego właśnie
zwierzęcia używał w swoim godle, przez co był nazywany przez współczesnych „Ermellino”
(gronostaj). Sami przyznacie, że symbolika jest tutaj jednoznaczna, choć
subtelnie zawoalowana w niepozornym portrecie dostojnej damy.
 |
Włoska "Dama z gronostajem" |
Dla mnie
spotkanie z Cecilią było ogromnym przeżyciem. I choć muzeum ma w swoich
zbiorach wiele innych eksponatów, będących świadkami różnych historii, które
robią ogromne wrażenie na miłośnikach dawnych dziejów, to właśnie od dzieła Leonarda
nie mogłam oderwać wzroku. Przyznam się bez bicia, że stałam jak urzeczona i
pewnie stałabym tam do zamknięcia muzeum, przyglądając się damie z portretu,
ale wygrała świadomość, że uniemożliwiam doświadczenie podobnych emocji innym
zwiedzającym.
 |
Zbiory Muzeum Czartoryskich - gratka dla miłośników historii i sztuki |
Poza tymi niepodważalnymi
włoskimi śladami w historii Krakowa, miasto bardzo kojarzy mi się ze słoneczną Italią. I właśnie moimi
osobistymi wrażeniami chciałabym się z Wami podzielić.
Po pierwsze Kazimierz – czyli artystyczna część Krakowa, znajdująca się w
miejscu dawnej dzielnicy żydowskiej. Dziś mieści się tu wiele barów,
restauracji, galerii, ale również muzea, kościoły i synagogi. Każdy znajdzie
tutaj coś dla siebie. To tutaj Steven Spielberg realizował zdjęcia do swojego
filmu „Lista Schindlera”. Wraz z Wawelem i starym miastem, dzielnica wpisana
jest na światową listę dziedzictwa UNESCO. Mnie osobiście Kazimierz kojarzy się
z rzymskim Trastevere, choć nie musimy przechodzić na drugą stronę Wisły. Podczas
wieczornych spacerów nie trudno zauważyć, że dzielnica tętni życiem – nie
trudno spotkać turystów jak i mieszkańców miasta, którzy chcą poczuć ducha tego
miejsca i napić się lub zjeść w jednej z tutejszych licznych knajpek. Podobnie
jak Włosi wieczorami spotykają się na aperitivo, a następnie ucztują do późna w
ulubionych lokalach. Podobnie jak na Zatybrzu, na każdym kroku można natknąć
się na liczne przykłady streetartu – trzeba mieć oczy szeroko otwarte.







 |
Artystyczny Kazimierz |
Przechadzając
się uliczkami Krakowa, również można dostrzec wiele podobieństw z włoskimi
miastami – urocze zaułki, uliczki, ogródki restauracyjne. Podcienia, które w
upalne dni dają schronienie przed palącym słońcem, przywodzą mi na myśl
Bolonię, choć nie są może tak liczne i okazałe. Spacer nad Wisłą z kolei
przypomina mi przechadzanie się nad Tybrem w Rzymie, a kolorowe kamienice przy
Kładce Ojca Bernatka wyglądają jak te nad brzegiem Arno w Pizie. Nie sposób też
nie zauważyć podobieństwa Kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła, na ulicy
Grodzkiej, do rzymskiego Il Gesù. Warto również zajrzeć do środka i odwiedzić
tutejszą kryptę. No i oczywiście sztuka mistrza Mitoraja - Polaka związanego z Włochami, którego dzieła zdobią też wiele miejsc w Krakowie, a najbardziej rozpoznawana jest rzeźba stojąca na Starym Rynku. Na poszukiwanie pozostałych wybiorę się przy następnej wizycie w Krakowie.
 |
Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła |
 |
Podcienia w Sukiennicach |
 |
Rzeźba mistrza Mitoraja |
 |
Krakowskie zaułki |
 |
prawie jak nad Tybrem w Rzymie |
 |
Prawie jak w Pizie nad Arno |
 |
Bolonia? Nie, to ciągle Kraków |
 |
winniczka w ogrodach na Wawelu |
 |
Niedostępne zakamarki Wawelu - skojarzyły mi się z Zamkiem Świętego Anioła w Rzymie |
A jaka
jest kuchnia Krakowa? Niestety z kuchnią włoską nie ma wiele wspólnego. Choć
gdyby się głębiej zastanowić, to można i tu doszukać się pewnych podobieństw.
Odwiedzając nowe miejsca, staram się próbować lokalnej kuchni, ale szukam też
miejsc, gdzie mogę zjeść coś „włoskiego”. Ostatnio skusiłam się na krakowską
maczankę, czyli mięso duszone w sosie, w bułce, podane z piklami. Pyszne, choć
zdecydowanie nie dla wegetarian i osób dbających o linię 😉. Polecam
też kultowe zapiekanki z Okrąglaka na Kazimierzu – wieczorem roi się tu od
młodych ludzi, którzy posilają się przed wyjściem na drinka. W zasadzie można
zjeść tu streetfood niczym w Palermo 😉. Jeśli chodzi o desery, nie mogłam sobie
odmówić kremówki, być w tej okolicy i nie spróbować tego specjału, byłoby
strasznym zaniedbaniem.
 |
Tradycyjna maczanka krakowska |
 |
krakowski streetfood - kultowa zapiekanka z Okrąglaka |
Wspomniałam,
że nie wyobrażam sobie wyjazdu bez odkrycia jakiegoś miejsca z włoską kuchnią.
Podczas ostatniego wyjazdu odwiedziłam pizzerię Ti Amo Ti (ul. Karmelicka 10) i
nie żałuję, bo serwowana tu pizza była bardzo dobra. Jeśli jesteście
miłośnikami pizzy neapolitańskiej, przy ulicy Krakowskiej 27 znajdziecie
Pizzerię Nolio , wpisaną na listę Associazione Verace Pizza Napoletana. Przyznaję,
że nie miałam okazji tam się wybrać, ale mam zamiar nadrobić to następnym razem,
będąc w Krakowie. Łasuchom i wielbicielom lodów polecam lodziarnię Rinella (ul. Pijarska 17, ul. Św. Tomasza 19), serwują
tam pyszne lody, także w wersjach wegańskich – dla każdego coś dobrego. Sama
zaglądałam do nich codziennie 😉.
 |
Dla tych, którzy nie wyobrażają sobie wyjazdu bez włoskich specjałów, Kraków ma także wiele do zaoferowania |
Oprócz „włoskich”
miejsc, warto wybrać się na zwiedzanie komnat na Wawelu i bogatej kolekcji
Arrasów, zajrzeć do królewskich ogrodów i zejść niżej, do smoczej jamy. Zawsze
wzrusza mnie też odgrywanie hejnału z wieży Kościoła Mariackiego, a ołtarz Wita
Stwosza to prawdziwe arcydzieło, które na pewno nie zostawi nikogo obojętnym. Sami
widzicie, że innych miejsc w Krakowie wartych jest odwiedzenia, ale miałam skupić
się na jego włoskości i jako italomaniakowi bez szans na wyleczenie znalezienie
pewnych analogii nie sprawia mi żadnych problemów. Jednak polecam odwiedzić
Gród Kraka i postarać się poznać również jego historię.
Komentarze
Prześlij komentarz