„Zobaczyć
Neapol i umrzeć”. Któż nie zna tego słynnego cytatu autorstwa Goethego? Choć
znaczenie tych słów do dnia dzisiejszego zmieniło się, nadal pozostają one
aktualne. Dawniej zdanie to można było rozumieć dosłownie – Neapol jako duże
miasto portowe, narażony był na różnorodne i bardzo szybko rozprzestrzeniające
się choroby, które przywozili ze sobą przybywający do miasta marynarze. Dziś
słowom Goethego przypisuje się zupełnie inne znaczenie – po zobaczeniu na
własne oczy tej południowowłoskiej metropolii trudno doświadczyć w życiu czegoś
podobnego. Celowo nie piszę „równie pięknego”, bo wszystko jest kwestią gustu,
a o tym jak dobrze wiemy, się nie dyskutuje. Nie bez powodu mówi się, że Neapol
jest miastem specyficznym i wzbudzającym skrajne emocje – albo je pokochasz,
albo znienawidzisz, ale na pewno nie pozostawia nikogo obojętnym.
 |
Widok na Wezuwiusza i Zatokę Neapolitańską nocą |
Neapol to tętniące życiem miasto położone u
podnóża Wezuwiusza, które wraz z przyległymi do niego miejscowościami tworzy ogromną
metropolię będącą ważnym ośrodkiem kulturalnym i gospodarczym. Spacerując
głośnymi i ruchliwymi ulicami widzimy nowoczesne miasto. Warto pamiętać, że
jego początki sięgają czasów starożytnych. W IX w. p.n.e. żeglarze z Rodos założyli tu niewielką
miejscowość handlową – Partenope. Po jej upadku, w VI w. p.n.e. powstało „nowe
miasto” (Neapolis), którego założycielami byli greccy osadnicy z niedalekiego,
dobrze rozwijającego się Kume. W późniejszym okresie Neapol sprzymierzony był z
Rzymem, ale nie poddał się całkowicie jego władzy, a wskutek nowej polityki
celnej, wewnętrznym konfliktom oraz po wybuchu Wezuwiusza w 79 r. miasto
stopniowo traciło swoją pozycję. Kolejne epoki i zawirowania także odcisnęły
swoje piętno na Neapolu i pozostawiły po sobie trwałe ślady, które dziś możemy
dostrzec i spoglądać na nie z podziwem lub wręcz przeciwnie – nie muszą
przypaść nam do gustu. Warto natomiast pamiętać przed przyjazdem tutaj, że wszystko,
co zobaczymy i czego doświadczymy, jest wynikową wielu zdarzeń jakie miały
miejsce w przeszłości (tej dalszej i bliższej).
 |
Piazza del Plebiscito |
 |
Piazza dei Martiri |
Patronem Neapolu
jest św. January – biskup Benewentu, męczennik chrześcijański z czasów
panowania cesarza Dioklecjana. Kropla krwi świętego przechowywana jest w
szklanej ampułce w tutejszej katedrze. Zapewne czytaliście lub słyszeliście o „Cudzie
Świętego Januarego”, który dopełnia się jeśli krew zmieni swoją postać ze
stałej w płynną. Święto patrona Neapolu odbywa się 19 września, w rocznicę jego
męczeńskiej śmierci, 16 grudnia oraz w sobotę przed pierwszą niedzielą maja. Co
ciekawe Kościół Katolicki nigdy nie odniósł się oficjalnie do cudu, który ma
wtedy zachodzić, choć wydarzenie to przyciągało także urzędujących aktualnie
Papieży, m.in. Jana Pawła II (w 1979 r. – cud się nie zdarzył), Benedykta XVI (
w 2007 r. – krew nie zmieniła swojej postaci) i Franciszka (w 2015 r. – krew rozpuściła
się w połowie). Pomijając kwestie wiary i uznania cudu – wydarzenie to jest na
pewno wyjątkowe. Sama miałam okazję uczestniczyć w nim podczas swojego pobytu w
Neapolu. O swoich wrażeniach opowiem w dalszych postach, w których bardziej
szczegółowo opiszę swój pobyt i wrażenia, jakie wywołało na mnie miasto i jego
okolice.
 |
św. January |
 |
Katedra w Neapolu |
Do swojego
wyjazdu do Neapolu przygotowywałam się dość długo, bo jest to miasto, na które
trzeba być gotowym, ale też nie można przesadzać i pozwolić mu się zaskoczyć.
Warto oczywiście korzystać ze sprawdzonych źródeł informacji i nie wierzyć
absolutnie we wszystko, co znajdziemy w Internecie. Z czystym sumieniem polecam
lekturę bloga Kawacaffè (www.kawacaffe.pl),
z którego sama korzystałam. Jego autorka Kasia kocha Neapol i tę miłość widać
od pierwszego przeczytanego słowa, ale nie ma tu idealizowania i lukrowania,
tylko obraz miasta takim, jakim jest naprawdę. Żałuję tylko, że przewodnik
autorstwa Kasi ”Neapol na start” (w formie e-booka) wyszedł już po moim powrocie,
ale dzięki niemu mogłam powrócić do Neapolu wspomnieniami i ułożyć w głowie
plany na powroty w realu.
Mój osobisty
start w Neapolu miał być spokojny, chciałam odkrywać miasto powoli, na własnych
warunkach. Wiedziałam, że nie przyjeżdżam do miejsca idealnego i idyllicznego i
tak właśnie chciałam je poznać. Oczywiście lista miejsc wartych zwiedzenia i
poznania urosła w mojej głowie w zastraszającym tempie, ale ostatecznie
zdecydowałam się odkrywać Neapol powoli, dać mu się zaprezentować i pokazać prawdziwą
twarz, bez spinania się i odhaczania kolejnych miejsc, które „trzeba” lub
chociaż „wypada” zobaczyć. Kiedy miałam
ochotę na zwiedzanie – odwiedzałam miejsca z mojej listy, kiedy czułam, że chcę
iść przed siebie bez celu albo usiąść i po prostu obserwować mijających mnie
ludzi – kupowałam coś do jedzenia lub Spritza i niespiesznie spacerowałam dalej
lub siadałam i cieszyłam się tym, co
widzę. Były także dni, kiedy jechałam zwiedzać okoliczne miejscowości, czy
wyspy. Zawsze jednak z ochotą wracałam i cieszyłam się na myśl o kolejnym
wieczorze spędzonym wśród wszechobecnego gwaru. Ten plan zdecydowanie się
sprawdził, bo teraz często wracam myślami do Neapolu, przed oczami mam widok
Wezuwiusza i Zatoki Neapolitańskiej i nie mogę doczekać się prawdziwego powrotu.
 |
Wezuwuiusz i mewa - Castel dell' Ovo |
 |
Krużganki w klasztorze św. Klary |
 |
Piazza del Gesu Nuovo |
 |
Piazza Dante |
Długo zbierałam
się do napisania tego tekstu, i nadal nie do końca wiem jak najlepiej pokazać Neapol
takim, jak go widzę. Nie zamierzam nikogo przekonywać do jego pokochania, ale
opisać swoje odczuci i obserwacje. Te wątpliwości, chyba najlepiej świadczą o
tym, że to, co pisałam na początku jest prawdą – miasto nie zostawia nikogo
obojętnym. Mnie osobiście totalnie oczarowało i w kolejnych postach na pewno
przedstawię Wam je bardziej szczegółowo,
więc potraktujcie ten wpis jako wstęp do kolejnych neapolitańskich opowieści,
które na pewno będę tu snuć 😊
Komentarze
Prześlij komentarz