Cuore Verde
Pierwszym
Regionem, który odwiedziłam w pojedynkę, była Umbria. Oczywiście moim wielkim i
mało oryginalnym marzeniem była wyprawa do Toskanii, ale ostatecznie mój wybór
padł na jej równie piękną sąsiadkę - niewielki
region, położony w samym środku włoskiego buta, zwany także Cuore Verde. Muszę
przyznać, że w podjęciu decyzji pomogły mi przeczytane wcześniej książki
Marleny de Blasi – „Tysiąc dni w Orvieto” i „Wieczory w Umbrii”. Zapragnęłam
jak najszybciej sprawdzić wszystkie rewelacje, których dowiedziałam się z
lektury. Trudno – Toskania musiała zaczekać, jeszcze przynajmniej rok.
Umbria bywa
nazywana równie piękną, choć niedocenioną siostrą sąsiedniej Toskanii. I
słusznie. Można tu spotkać wszystko, z czym kojarzy się Italia. Malownicze
miasteczka położone na górskich zboczach, z których rozpościera się trudny do
opisania słowami widok na dolinę, krajobrazy mieniące się chyba wszystkimi
odcieniami zieleni (nawet wczesną
jesienią), cyprysy, gaje oliwne i majestatyczne, choć niewysokie góry
czynią Umbrię miejscem godnym uwagi. I może nawet lepiej, że nie jest to
popularny kierunek wakacyjny, bo dzięki
temu można w spokoju rozkoszować się pięknem Italii bez konieczności
przepychania się w tłumie turystów. Dodajmy do tego pyszne włoskie jedzenie,
wino i niespieszne wieczorne spacery i mamy pełny obraz „la Dolce Vita”.
Miasteczka Umbrii są niewątpliwie, niezwykle urokliwe. Położone na górskich
zboczach, widoczne z jadącego doliną pociągu zachęcają do tego, żeby wysiąść
na najbliższej stacji i wyruszyć w górę,
żeby odkrywać te średniowieczne skarby.
Średniowieczna zabudowa miasteczek - kusiło, żeby wysiąść z pociągu tu i teraz ;) |
We wspomnianym
wcześniej „Tysiąc dni w Orvieto” ukazany został stereotyp Umbryjczyka –
chłodny, wyniosły i traktujący nieznajomych z dystansem, choć z nienagannymi
manierami. Ponoć nawet sami mieszkańcy Cuore Verde tak o sobie mówią. Przyznam,
że w pierwszym momencie pomyślałam: „Marleno, miałaś rację!”. Miałam wrażenie, że nikt nie widzi turystki
z walizką, mapą i błagającym o pomoc
spojrzeniem. I tak stałam sobie na chodniku, próbując odczytać coś z mojej
wybrakowanej mapy, trochę licząc, że może coś nowego jednak się na niej pojawi 😉.
Nie bardzo miałam ochotę maszerować 2 km, z wypchaną walizką, pod górkę i
zastanawiałam się, czemu nie posiadam umiejętności szybkiej teleportacji, wtedy
dawno byłabym już w hostelu. Z zamyślenia
wyrwał mnie odgłos klaksonu i długi, coraz dłuższy ogon zatrzymujących
się na ulicy pojazdów. Kierowca pierwszego z
nich uśmiechał się przyjaźnie i zapytał, dokąd chcę dojechać. Po czym
otworzył drzwi, a ja niewiele myśląc wsiadłam do samochodu temu obcemu, ale
wyglądającemu sympatycznie człowiekowi. Dopiero siedząc w samochodzie, dotarło
do mnie co tak naprawdę zrobiłam, ale pozostało mi czekać na dalszy rozwój
wypadków. Marco (bo tak miał na imię mój wybawca 😉) jak się okazało, nie był psychopatycznym
mordercą, ani innym zwyrodnialcem czyhającym na samotne turystki, ale
przesympatycznym i pomocnym gadułą. Podczas krótkiej przejażdżki pokazał mi
najważniejsze miejsca w mieście, doradził gdzie pójść na autobus, jak
przemieszczać się po mieście, polecił główne atrakcje i odstawił prawie pod
samo wejście do hostelu. Jestem pewna, że gdyby nie to, że nie dało się tam
dojechać, wysadziłby mnie pod drzwiami. W zamian chciał jedynie… obietnicy, że
odwiedzę wszystkie miejsca wymienione w przewodniku i będę się dobrze bawić. I
tak właśnie Marco (którego nigdy więcej już nie spotkałam na swojej drodze), na samym początku mojej umbryjskiej wyprawy odczarował
stereotyp wyniosłego i zdystansowanego Umbryjczyka. Bilans, Marlena kontra
rzeczywistość: 1:1 😉
Miałaś rację Marleno - niedoceniona, choć równie piękna siostra Toskanii |
Podczas krótkiego pobytu w Umbrii odwiedziłam kilka pięknych miasteczek, którym poświęcę więcej uwagi w kolejnych postach: Perugię, Asyż, Orvieto, Spoleto, Cascate delle Marmore w Terni, Gubbio, Cascię i Norcię. Część z nich skradła moje serce od razu, część robiła to powoli, a jeszcze inne nie urzekły mnie tak, jak się tego spodziewałam. Jednym poświęciłam więcej uwagi, innym mniej (czego bardzo żałuję). Tydzień to mało, żeby poznać ten przepiękny włoski region w całości, ale na pewno jeszcze będzie okazja tam wrócić i zobaczyć to czego nie zdążyłam.
Komentarze
Prześlij komentarz