Livorno - miasto (nie)idealne
Początkowo nie
planowałam pisać o nadmorskim Livorno, położonym w bliskim sąsiedztwie Pizy.
Wybrałam się tam dość spontanicznie i nie miałam w planach szczególnie
intensywnego zwiedzania – chciałam po prostu odpocząć i wyciszyć się słuchając
szumu morza, no i zobaczyć słynną promenadę, ulubione miejsce spacerowe
mieszkańców – Terazza Mascagni. Dlaczego jednak zdecydowałam się napisać kilka
słów o Livorno? Ostatnio przeczytałam kilka niepochlebnych opinii, że miasteczko
jest największym rozczarowaniem wśród wszystkich włoskich miast lub, że nie
można czuć się tam bezpiecznie. Nikt jednak nie wyjaśnił co jest w nim takiego
niepokojącego. Trochę na przekór tym co tak mówią, postanowiłam przedstawić swój
punkt widzenia na temat Livorno. Nie mogę zgodzić się z tymi opiniami, mnie miasto
nie tylko nie rozczarowało, ale okazało się idealne na „ucieczkę” z zatłoczonej
Pizy.
Terazza Mascagni |
Livorno miało
być „miastem idealnym”, zaprojektowanym na życzenie Medyceuszy i właśnie na okres
panowania tej dynastii przypadł jego największy rozwój. Gdy Piza przestała być portem
Toskanii, Kosma I Medyceusz właśnie tutaj widział miejsce budowy nowego.
Zgodnie z jego zamysłem Livorno miało zyskać status stolicy kultury. Panowała tutaj
duża tolerancja, w związku z tym szybko znaleźli tu azyl prześladowani z wielu względów.
W Livorno znajdziecie
dominujące nad miastem Fortezza Vecchia i Fortezza Nuova, a pomiędzy nimi
dzielnicę zamieszkiwaną niegdyś przez marynarzy i rybaków – Venezia Nuova (Nowa
Wenecja). Jest ona dziś wizytówką miasta, w pełni zachowała swój dawny
charakter. Można tu przespacerować się wąskimi kanałami, których przeciwległe brzegi
połączone są niewielkimi mostami i poczuć się jak w Wenecji. Wielka szkoda, że
nie dane mi było zobaczyć tego wszystkiego na własne oczy, a jedynie na
zdjęciach w Internecie, po powrocie do domu 😉. Pomyślicie pewnie teraz: „O czym chcesz
pisać, dziewczyno, skoro prawie nic tam nie widziałaś? I co możesz wiedzieć o
bezpieczeństwie w mieście?” O wszystkim napiszę po kolei.
Jak wspominałam,
początkowo nie planowałam w ogóle odwiedzić Livorno, ale po pierwszym dniu w
pełnej turystów Pizie, wydawało mi się, że zobaczyłam tam już wszystko i
najzwyczajniej w świecie miałam ochotę na lenistwo nad morzem. Wybór padł na
położone najbliżej Livorno, przy okazji marzył mi się spacer wzdłuż
nadmorskiego deptaka. Podróż pociągiem trwa tylko 16 minut, a bilet kosztuje
jedyne 2,60 euro. Dłużej spacerowałam ulicami samego Livorno, sprawdzając mapę,
żeby się nie pogubić. Z samego spaceru nie zapamiętałam nic szczególnego. Po
prostu szłam ulicami, życie w mieście toczyło się jak każdego dnia. Ze szkoły wybiegły
rozkrzyczane dzieci, wreszcie wolne po kilku lekcjach spędzonych w ławce. Jedno
wiem na pewno – ani przez moment nie czułam się tam zagrożona. Nie
zarejestrowałam nic niepokojącego, a swojej intuicji ufam w tej kwestii jak
niczemu innemu 😉. Najbardziej (oprócz celu mojej wyprawy do
Livorno) utkwił niewielki stawik przed budynkiem dworca, otoczony palmami. Na
jednym z kamieni zalanych wodą zauważyłam… żółwia. Zwierzak nawet się nie
poruszył, więc uznałam, że pewnie jest to tylko plastikowa ozdoba. Wracając
przekonałam się, że nie miałam racji. W stawie popołudniowej kąpieli zażywało
już kilka żółwi, a inne relaksowały się właśnie na wystających z wody
kamieniach.
Budynek dworca kolejowego |
Żółwie zażywające relaksu ;) |
Kiedy wreszcie
dotarłam do Terazza Mascagni, ze zdziwieniem stwierdziłam, że wychylając się
przez barierki można zobaczyć morskie fale rozbijające się o promenadę, żadnej
plaży. Powoli spacerowałam wzdłuż brzegu, po charakterystycznie ułożonych
białych i czarnych kafelkach, tworzących wzór szachownicy. Co jakiś czas siadałam
na kamiennych ławkach i obserwowałam statki wypływające z portu albo startujące
i lądujące na lotnisku w Pizie samoloty. W przerwach między siedzeniem i
spacerowaniem, po prostu stałam przy balustradzie i mówiąc brzydko, gapiłam się
na morze i słuchałam szumu rozbijających się o brzeg fal. W oddali, mimo
kapryśnej pogody, widać było niewielkie
wyspy, a przynajmniej z odległości takie się właśnie wydawały. Wszystko mówiło
mi, że przyjazd tu to był bardzo dobry pomysł – nad Pizą zbierały się czarne deszczowe
chmury, z drugiej strony niebo też nie wyglądało zachęcająco. Wydawało się, że
chmury rozstąpiły się tylko nad Livorno.
Na moment nawet wyszło słońce. Nie wiem kiedy dotarłam na koniec promenady,
a w zasadzie to na jej początek –
wyglądało to na wejście na deptak, obok stała urocza altanka. Szumiące morze i
piękny widok spowodowały, że w ogóle nie czułam tego, że za plecami mam
ruchliwą i głośną ulicę. Podobnie jak
nie czułam upływającego czasu – nie mam pojęcia kiedy minęły prawie trzy
godziny. Wracając na dworzec, czułam, że właśnie to było mi potrzebne – chwila wytchnienia
i spokoju. Czasem trzeba na moment zwolnić i wyciszyć się z dala od zgiełku i
tłumów. Krótki wypad w pełni spełnił moje oczekiwania. Idąc wzdłuż jednej z
bardziej ruchliwych ulic Livorno, nie słyszałam jadących tam samochodów, a nawet
nadużywane przez kierowców klaksony nie irytowały mnie wcale.
Charakterystyczne kafelki i widoczne w oddali wysepki |
Wejście czy wyjście? |
W upalne dni można schronić się w altance |
Livorno – w założeniu
„miasto idealne”, według opinii odwiedzających je turystów – wielkie rozczarowanie.
W moim przypadku okazało się być doskonałym pomysłem, najlepszym wyborem w
tamtym momencie. Nie zawsze warto kierować się cudzymi opiniami, zawsze warto odwiedzać nowe miejsca i wyrobić sobie
o nich własne zdanie. Ciekawa jestem jak będzie lub może już było z Wami i
Waszym spotkaniem z Livorno.
Komentarze
Prześlij komentarz