Umbryjczycy
Podczas swoich
solowych wypraw do Włoch, wiele razy zdarzyło mi się uciąć pogawędkę z
przypadkowo spotkanymi ludźmi. Po raz pierwszy w Umbrii, o której mieszkańcach
czytałam, że są dość nieufni i trzymający się na dystans, szczególnie w
stosunku do „obcych”. Bardzo szybko zweryfikowałam te rewelacje i przekonałam
się, że powtarzane stereotypy potrafią być bardzo krzywdzące. Oczywiście
spotkałam się z obojętnością, ale udało mi się również poznać kilka osób bardzo
ciekawych „nowej twarzy” i otwartych, czasem nawet aż za bardzo 😉.
Marco – wybawca zagubionej
turystki
Już wcześniej wspominałam o moim przyjeździe do
Perugii i o tym, jak zagubiona nie mogłam znaleźć na mapie drogi do hostelu, w
którym miałam zarezerwowany nocleg. Właśnie wtedy, nie zważając na to, że
zakorkował niezbyt szeroką ulicę, zatrzymał się przede mną sympatycznie
wyglądający człowiek. Zapytał, dokąd chcę dotrzeć i zaproponował, że mnie tam
zawiezie, a ja niewiele myśląc, wrzuciłam walizkę na tylne siedzenie, a sama
wygodnie usadowiłam się na przednim, zatrzasnęłam drzwi i zapięłam pas.
Otrzeźwienie przyszło w momencie, kiedy kierowca zapytał, czy mówię po włosku i
uświadomiłam sobie, że owszem, ale raczej dość słabo 😉.
Wraz z otrzeźwieniem przyszedł też niepokój, a nawet strach, że przecież nie wiem, kto siedzi obok mnie i co
zrobi. Szybko się dowiedziałam – chłopak miał na imię Marco i pięknie mówił po
angielsku. W zasadzie mówił cały czas, a
ja tylko wtrącałam od czasu do czasu pojedyncze słowo. Szybko przestałam się
zastanawiać, czy wyskakując z samochodu na najbliższym skrzyżowaniu, dam radę
wyciągnąć walizkę z tylnego siedzenia 😉. Podczas niezbyt długiej przejażdżki
dowiedziałam się, że mój wybawca jest… przewodnikiem wycieczek, wiele razy był
w Polsce (a nawet w Łodzi) i bardzo smakowała mu polska kuchnia, a zwłaszcza…
ogórki kiszone. Nie wiem, kiedy minęła mi droga do hostelu, wiodąca pod górę,
krętymi ulicami Perugii. W tym krótkim czasie Marco pokazał mi miasto przez
szybę samochodu i udzielił wielu przydatnych rad – gdzie znajduje się dworzec
autobusowy, gdzie udzielą mi informacji,
gdy będę tego potrzebować, skąd można podziwiać najpiękniejszą panoramę na
okolicę. W zamian za pomoc chciał tylko obietnicy, że będę dobrze bawić się w
Umbrii i odwiedzę wszystkie miejsca opisane w przewodniku. Oczywiście
niemożliwym było spełnić tę obietnicę, mając do dyspozycji zaledwie tydzień, ale na pewno jeszcze wrócę w ten
region Włoch i będę mogła spełnić dane Marco słowo.
Perugia i jej uliczki |
Ciao Polonia!
Spacerując
ulicami Perugii, ciężko było mi się odnaleźć w labiryncie jej ulic. Jak już
wspominałam, miasto położone jest na górskim zboczu i uliczki przecinające się
na mapie, niekoniecznie muszą spotykać
się w rzeczywistości. Zapuściłam się w
jakiś zaułek, gdzie wzbudziłam zainteresowanie jednego ze sklepikarzy. Zwrócił
uwagę na mój przewodnik i był ciekawy, skąd przyjechałam. Chwilę porozmawialiśmy i
poszłam dalej orientować się w
topografii miasta 😉. Po spacerze w innej części Perugii,
położonej niżej niż jej główne atrakcje, znów skręciłam w jakąś uliczkę i
usłyszałam wesołe: „Ciao Polonia!” Kiedy odwróciłam się w tamtą stronę
zobaczyłam, ze ten sam sklepikarz, z którym rozmawiałam kilka godzin wcześniej
macha do mnie wesoło. Przez moment poczułam się w tym mieście mniej obco.
Kolejny człowiek, po Marco pokazał mi, że stereotyp wyniosłego Umbryjczyka nie
ma wiele wspólnego z rzeczywistością.
Perugia |
Strażak z Orvieto
Podobno Orvietanie są jeszcze bardziej zamknięci i
podejrzliwi niż reszta mieszkańców regionu. Po spacerze uliczkami miasteczka i
zwiedzeniu jednej z piękniejszych katedr w całych Włoszech, usiadłam na
schodach i obserwowałam mieszkańców Orvieto. W pewnym momencie dosiadł się
do mnie jakiś mężczyzna i zaczął rozmowę. Kiedy dowiedział
się, że pochodzę z Polski, porozmawialiśmy chwilę o sytuacji,
jaka panowała wtedy w naszym kraju. Muszę przyznać, że mój rozmówca był w niej
doskonale zorientowany. Później opowiedział mi pewną historię ze swojego życia,
także związaną z Polską, a konkretnie z papieżem Janem Pawłem II. Dowiedziałam
się, że siedzący obok mężczyzna to emerytowany strażak. Kiedy wiele lat temu
Ojciec Święty odwiedził Orvieto, on był odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa
podczas tej wizyty. Z dumą i wzruszeniem wspominał chwilę, gdy Jan Paweł II
uścisnął mu dłoń. Widziałam, że dla tego człowieka było to jedno z
najważniejszych i najpiękniejszych wspomnień. Może wyda Wam się to banalne, ale
naprawdę miałam wrażenie jakby podczas opowiadania tej historii, na samo
wspomnienie tamtych wydarzeń, ubyło mu kilka lat. Na koniec przedstawił się,
życzył mi miłego dnia i wszystkiego dobrego i zniknął w jednej z uliczek
prowadzących na plac. Do dziś czasem myślę o tym człowieku. Zastanawiam
się, co skłoniło go do opowiedzenia mi
tej historii, czy może był to samotny emeryt, który miał potrzebę porozmawiać z
kimś. Nie mam pojęcia, ale bardzo cieszę się, że mogłam poznać jego historię. I
jak widzicie, nie wszyscy Orvietanie nie ufają „obcym”.
Orvieto |
Emeryt z Gubbio
Ta historia jest troszkę inna niż poprzednie. W
średniowiecznym Gubbio znanym w Polsce szczególnie fanom serialowego Don
Matteo, po całym dniu zwiedzania przysiadłam na chwilę na placu i czekając na autobus, w spokoju cieszyłam się
porcją lodów. Z przejeżdżającego samochodu pomachał do mnie kierowca, a ja
niewiele myśląc, zrobiłam to samo i wróciłam do swojego podwieczorku. Auto
zatrzymało się na pobliskim parkingu i wysiadł z niego elegancki, starszy pan.
Powoli podszedł do mnie i zaczął mówić po włosku. Zadawał tyle pytań, że lekko
się wystraszyłam: skąd jestem, czy jestem tu sama, co planuję itp. Grzecznie
odpowiedziałam, że czekam na autobus do Perugii, gdzie zostali moi znajomi, z
którymi przyjechałam do Włoch. Skłamałam bez zająknięcia, bo ten człowiek coraz
mniej mi się podobał i coraz bardziej mnie niepokoił. Kiedy zaproponował mi
spacer i bardzo naciskał, żebym przyjęła jego propozycję, jeszcze raz trochę go
oszukałam, mówiąc, że za chwilę przyjedzie mój autobus. Na szczęście odpuścił i
pojechał, a ja wystraszona już nie na żarty schroniłam się w najbliższym
kościele. Może to niezbyt dobre miejsce na ukrywanie się przed starszym panem,
ale w tamtej chwili było to jedyne rozwiązanie, jakie przyszło mi do głowy. Ten
człowiek przeraził mnie tak bardzo, że czekając na autobus, miałam wrażenie, że
zaparkował w pobliskiej uliczce i obserwuje przystanek. Odetchnęłam, dopiero
kiedy byłam w drodze do Perugii.
Gubbio |
Komentarze
Prześlij komentarz