Do
Palermo przyjechałam po sześciu dniach spędzonych w Katanii. Kto z Was
odwiedził obydwa te miasta wie, że po kilku dniach na dość spokojnym wschodzie,
przyjazd i zetknięcie ze stolicą Sycylii może być szokiem. U mnie tak właśnie
było, ale po kolei.
Sama
podróż upłynęła dość spokojnie, mimo że rozkładowe trzy godziny przeciągnęły
się do czterech, ale skoro siedziałam w klimatyzowanym pociągu, za oknem były
piękne widoki i nie musiałam spacerować w upale, nie miałam powodów do
narzekań. Często przystawaliśmy w szczerym polu, ale to, co można było
podziwiać za oknem wynagradzało długą podróż: najpierw żółte połacie pozostałe
po skoszonym zbożu, później zrobiło się trochę bardziej zielono, a ostatni etap
tej długiej przejażdżki to podziwianie turkusowej morskiej wody.
 |
Przy takich widokach nie można narzekać na przedłużającą się podróż |
Kiedy w końcu
dotarłam na miejsce, zameldowałam się w hostelu i wyszłam na spacer
„zapoznawczy”, miałam ochotę wracać po walizkę i biec na pierwszy pociąg
powrotny do Katanii. Po spokojnym rytmie, jakim żyło miasto u stóp Etny,
Palermo wydało mi się „za bardzo”: za tłoczne, za głośne, zbyt gwarne. Po
drugie, Katania w moich oczach była zdecydowanie bardziej czysta, nie widziałam
tam tylu śmieci co w stolicy wyspy.
 |
Jedna z ulic Palermo |
Pierwszym
miejscem, do którego trafiłam zapuszczając się w boczne uliczki, był jeden z
tutejszych popularnych targów, Ballarò, gdzie jeszcze w godzinach popołudniowych
dużo się działo, ale to nie tutaj jeszcze poczułam się nieswojo. Dopiero, kiedy
pustymi ulicami dotarłam do ruchliwej i gwarnej Via Maqueda, poczułam to, co opisałam
wcześniej. Wszechobecny gwar, hałas, mieszkańcy miasta pochodzący z różnych
stron świata - prawdziwy misz-masz narodowościowy i kulturowy, do tego
wszystkiego próbujący wtopić się w tłum turyści. To wszystko przyprawiało
dosłownie o zawrót głowy. Takie zderzenie może trochę zniechęcić, ale czułam, że coś w Palermo bardzo mnie
ciekawi i kusi, żeby jednak tu zostać i dać się wciągnąć. Nie należę do
tych, co to od razu pakują manatki i
uciekają. Wiedziałam, że muszę poszukać
swojego sposobu na to, żeby polubić się z miastem. Dlatego pierwszego
dnia poprzestałam na niespiesznym spacerze, żadnego zwiedzania, bo i strój
miałam odpowiedni na długą podróż w upalny dzień, niekoniecznie właściwy do
zaglądania to kościołów 😉. Zorientowałam się nieco w topografii Palermo
i usiadłam na schodach Teatro Massimo, gdzie rozegrała się finałowa scena filmu
„Ojciec chrzestny 3”, w której ginie Mary – córka Michaela Corleone. Upał nieco
zelżał, turystów też ubyło i wtedy poczułam, że naprawdę uda mi się polubić to
miasto pełne kontrastów. Utwierdziłam się w tym, kiedy wieczorem wracałam do
swojego hostelu - nie mam pojęcia
dlaczego, ale ten spacer uliczkami Palermo i nocleg w okolicach dworca nasunął
mi pewne skojarzenia z moimi poprzednimi pobytami w Rzymie.



 |
Teatro Massimo i jego filmowe schody |
 |
Wieczorne Palermo |
Następnego
dnia, już od wczesnych godzin porannych, żar lał się z nieba. Nie jest to dobra
pogoda na intensywne zwiedzanie, więc jeśli chciałam wyjechać stąd z dobrymi
wspomnieniami i nie narzekać, jakie to Palermo jest straszne, szybko musiałam
znaleźć na nie swój sposób. Wyruszyłam więc na zwiedzanie i poszukiwanie.
Pierwsza
przyciągnęła mój wzrok i wzbudziła we mnie ogromną ciekawość Fontanna Pretoria, nazywana też Fontanną
wstydu. Nie wiadomo czy nazwa ta odnosi się do zgorszenia postawą polityków
(początkowo fontanna miała stać we Florencji, ale za sprawą skorumpowanych
urzędników, znalazła się właśnie w Palermo), czy do nagości wyrzeźbionych na
niej postaci. Legenda głosi, że zakonnice z pobliskiego klasztoru nie mogły
znieść widoku nagości rzeźb umieszczonych na fontannie i gdy tylko ta stanęła
na placu, niektóre z sióstr zakradły się nocą i za pomocą młotków usunęły
gorszące części ciała 😉. Na fontannie przedstawione są postaci mitologiczne
i można przyjrzeć się każdej z nich z bliska, ponieważ w odróżnieniu od
większości tego typu atrakcji Fontanna Pretoria jest otwarta i można wejść na
każdy jej poziom i podziwiać detale.
 |
Fontanna Pretoria |
Po kilku
minutach spędzonych na Piazza Pretoria, w pełnym słońcu, schroniłam się w
położonym po drugiej stronie Via Maqueda kościele S. Giuseppe dei Teatini, o
którym mój przewodnik nie wspomina ani słowa. Wielka szkoda, bo naprawdę warto
tutaj zajrzeć, nie tylko uciekając przed upałem. Takiego bogactwa zdobień nie
widziałam dawno, w żadnym kościele. I choć nie jestem miłośniczką zbyt bogatych
wnętrz, tutaj siedziałam i przyglądałam się jak urzeczona. Wszystko było
fascynujące – malowidła na sklepieniach, konfesjonały, małe kopuły w bocznych nawach. Prawdziwy mix
stylów i natłok wszystkiego – zupełnie jak w całym Palermo 😊. Kościół
został zbudowany w stylu baroku sycylijskiego (a jakże) i jest jedną z czterech
budowli tworzących Quattro Canti.
 |
Wnętrze kościoła San Giuseppe dei Teatini |
Quattro
Canti, a właściwie Piazza Vigliena to najpopularniejsze skrzyżowanie w Palermo,
tu przecinają się Via Maqueda i Via Vittorio Emmanuele. Plac usytuowany jest u
zbiegu czterech historycznych dzielnic miasta. Łatwo zauważyć, że wszystkie cztery budynki stojące na
Quattro Canti mają wyglądające niemal identycznie, bogato zdobione elewacje. Na każdej z nich, patrząc od dołu,
znajdziemy rzeźby przedstawiające jedną z pór roku, podobizny hiszpańskich
królów Sycylii (Karola V, Filipa I, Filipa II, Filipa II), oraz cztery święte
patronki Palermo – Krystynę, Ninfę, Oliwę
i Agatę.
 |
Quattro Canti |
Jeśli
pójdziecie wzdłuż Via Vittorio Emmanuele, w kierunku zachodnim, dojdziecie do
katedry. To właśnie był kolejny z moich punktów, który postanowiłam obejrzeć
nie tylko z zewnątrz, ale i od środka.
Pierwotnie budynek wybudowany był w stylu gotyckim, dziś łączy w sobie różne
style architektoniczne, bez trudu można rozpoznać w nim silne wpływy arabskie.
Jeśli po dokładnym obejrzeniu budynku z zewnątrz, spodziewacie się takiego
samego efektu w środku, przygotujcie się na spore zaskoczenie. Wnętrze katedry
jest bardzo skromne, niemal pozbawione dekoracji i zupełnie
nie przystaje do tego, co widzimy stojąc na placu przed kościołem. Przygotujcie się też,
że każdy kto chce zwiedzić świątynię jest bardzo dokładnie sprawdzany pod kątem
stroju – szorty, zbyt odsłonięte ramiona i dekolty niestety nie przejdą. Można
też za 1 euro, zakupić specjalną pelerynę i okryć się nią przed wejściem. Sama
ubrana byłam w długą letnią, niezbyt wydekoltowaną sukienkę, ale stojąca przy
wejściu pani miała opory przed wpuszczeniem mnie do środka, przez zbyt mocno
odsłonięte ramiona. Kiedy chciałam kupić pelerynę, ale miałam tylko banknot 50
euro, nagle moja sukienka okazała się w
porządku i bez problemu mogłam wejść do kościoła 😉.



 |
Bogato zdobiona fasada katedry |
 |
Kontrastujące z fasadą wnętrze |
Z wielu
atrakcji dostępnych do zwiedzania w katedrze, ja wybrałam wejście na dach i oglądnie panoramy miasta z góry. Skoro
wspięłam się na Kopułę Katedry we Florencji i Bazyliki św. Piotra w Rzymie
(każda około 500 schodów do pokonania), to 110 stopni nie stanowiło dla mnie
żadnego wyzwania. Sama wspinaczka nie była jednak największym problemem, ale
wprost z krętych schodów wychodzi się na palące słońce i znikąd cienia, w
którym można się schronić. Widoki, jakie rozciągają się z tego miejsca,
naprawdę zapierają dech (i nie ma to nic wspólnego z wcześniejszą
wspinaczką). Wejście na dach kosztuje 5 euro, a turyści wpuszczani są co 30 minut.
 |
Widoki z dachu katedry - warto pokonać schody, nawet w upale |
Po tak
„ekstremalnych” wysiłkach (chodzi mi raczej o temperaturę niż samo wejście),
nie pozostało mi nic innego, jak tylko zakończyć zwiedzanie i ochłodzić się w jakimś przyjemnym parku.
Polecam spędzić popołudnie wśród
roślinności Villa Giulia. Pośrodku ogrodu znajduje się zegar słoneczny,
nazywany „zegarem na dwunastościanie”, umieszczony na samym środku fontanny, na
marmurowej kostce. Nad głowami spacerowiczów przelatują zadomowione tu zielone
papugi. Villa Giulia to nie tylko park z egzotyczną roślinnością, ale także
małe muzeum na świeżym powietrzu – znajdziecie tu wiele rzeźb wykonanych z
marmuru. Najważniejszą z nich jest
Geniusz Palermo – mężczyzna w rzymskiej
zbroi, z brodą i koroną niczym Neptun. Łaciński napis głosi, że Palermo ma
pełnić funkcję stolicy Sycylii.
Starożytni rozumieli geniusz jako ducha opiekuńczego, zaś lokalna legenda mówi,
że geniuszem miasta miał być założyciel – mężczyzna o imieniu Palermo, który
podczas długiej morskiej podróży zachwycony tą okolicą postanowił założyć tutaj
miasto.



 |
Villa Giulia - egzotyczna roślinność... |
 |
...i muzeum na świeżym powietrzu |
 |
Geniusz Palermo |
 |
Zegar słoneczny |
Tak
właśnie odnalazłam swój sposób na Palermo – miasto trzeba poznawać powoli, a w
zasadzie pozwolić mu się odsłonić i pokazać tak jak chce i kiedy chce. Nic na
siłę, tu nie sprawdzi się plan zobaczenia wszystkiego, co poleca przewodnik i
wyjechanie stąd. To miasto trzeba poznać od
środka, poczuć jego wyjątkowy klimat, a na zwiedzenie wszystkich „must
see” przyjdzie kiedyś czas. Nie będę zamęczać
Was dalej. Kolejne punkty poznawania się z Palermo i jego odkrywania się opiszę
Wam w kolejnych postach 😊.
Komentarze
Prześlij komentarz