Florencja - miasto, które wciąga cz.1


Florencja – stolica Toskanii, miasto, w którym sztuka przez duże „S” oraz historia atakują nas na każdym kroku. Najszybszy rozwój miasta nastąpił pod rządami rodu Medyceuszy, a od 1982 roku najstarsza część miasta, centro storico, wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Zgodnie z sugestią znalezioną w przewodniku, na zwiedzenie najważniejszych zabytków przeznaczyłam trzy dni. Myślałam, że to przecież spokojnie wystarczy mi  czasu, ale tak, jak napisałam w tytule – Florencja wciąga i na każdym kroku kusi tyloma atrakcjami, że nie mogłam stamtąd wyjechać przez pięć okrągłych dni. Mimo to, nie zdążyłam zobaczyć wszystkiego, co miasto ma do zaoferowania, nie tylko z braku czasu, ale jak doskonale pamiętacie po przygodzie z biletomatem w Pizie, byłam biedniejsza o 50 euro i musiałam rozsądnie wybierać atrakcje, które koniecznie chciałam zobaczyć.



Piazza del Duomo i jego wszystkie trzy perły



Kiedy wjeżdża się do Florencji, na dworzec Santa Maria Novella, z daleka widać najbardziej znany z zabytków – Katedrę Santa Maria del Fiore ze słynną, olbrzymią kopułą. Pierwszego popołudnia, po przyjeździe z Pizy postanowiłam po prostu przespacerować się po mieście. Zameldowałam się w hostelu, blisko dworca i w sąsiedztwie Mercato Centrale. Zawsze tak wybieram miejsce noclegowe – lubię mieć blisko do stacji kolejowej,  na wypadek, gdybym chciała zorganizować sobie krótki wypad za miasto. Od razu po załatwieniu niezbędnych formalności, zostawiłam bagaż w pokoju i wyruszyłam zrobić małe rozeznanie. W końcu miałam spędzić tu cały tydzień i wypadałoby poznać okolicę. Bez pośpiechu ruszyłam wzdłuż Via Faenza, obok kaplicy i kościoła San Lorenzo. Dosłownie po kilku minutach byłam już na Piazza del Duomo. Przez moment kusiło mnie, żeby wejść do Katedry i obejrzeć ją w środku, ale zniechęciła mnie kolejka. Jeszcze zdążę – w końcu będę tu przez kilka najbliższych dni. Obeszłam Duomo dookoła, wszędzie kolejki – długie ogonki ludzi czekających na wejście na kopułę i na dzwonnicę. Poszłam dalej jedną z uliczek, nie patrząc zbyt często na mapę, bo i po co? Najlepiej poznaje się miasto, po prostu się w nim gubiąc. Ale nie udała mi się ta sztuka. Po chwili stałam już na Piazza della Signoria – głównym placu w mieście. To tutaj znajduje się Pallazzo Vecchio – siedziba lokalnych władz (przy wejściu stoi kopia Dawida dłuta Michała Anioła), konny pomnik Kosmy I Medyceusza i fontanna z olbrzymią figurą Neptuna (akurat wtedy była w trakcie renowacji). Moim zdaniem najpiękniejszą atrakcją na tym ogromnym placu w kształcie litery „L” jest Loggia della Signoria. Dawniej służyła ona, podczas oficjalnych imprez, jako trybuna dla przedstawicieli władz miasta, dziś to wspaniałe muzeum rzeźb na świeżym powietrzu. Od razu weszłam do środka, żeby przyjrzeć się z  bliska każdemu  z  posągów i samej loggii. Wieczorami, nie można tam wejść, ale można usiąść na kamiennych ławkach i podziwiać cały plac. Ja przez cały tydzień wracałam tu co wieczór, żeby patrzeć z dołu na te wszystkie cuda, ale przede wszystkim po to, żeby posłuchać muzyka grającego na gitarze. Ten mężczyzna nazywa się Tadeusz Machalski (filmiki z jego „popisami” znajdziecie bez problemu na Youtube, choćby tutaj) i codziennie skupiał wokół siebie spore grono słuchaczy. Miałam wielką ochotę porozmawiać z tym człowiekiem, ale nie wystarczyło mi odwagi.


Tego pana nie muszę nikomu przedstawiać

Loggia della Signoria





Rzeźby w Loggia della Signoria

Pomnik Kosmy I Medyceusza



Trochę jednak zboczyłam z trasy spaceru, który dalej wiódł wzdłuż „dziedzińca” Galerii Uffizi do rzeki Arno. Po skręceniu w prawo, z premedytacją ominęłam zatłoczony Ponte Vecchio – dziś chciałam oglądać go z daleka, na podziwianie ekskluzywnych sklepów jubilerskich mieszczących się na moście, przyjdzie jeszcze czas. Na drugą stronę rzeki przeszłam wzdłuż Ponte S. Trinità, a później wąskimi uliczkami dotarłam do Palazzo Pitti. Na placu przed budynkiem odpoczywało sporo turystów – część siedziała na rozgrzanym podłożu, a niektórzy relaksowali się nawet w pozycji leżącej 😉. Sama też przysiadłam na chwilę, żeby odetchnąć i nabrać wody ze stojącego tam kraniku. Tutaj też lubiłam wracać podczas mojego pobytu, najczęściej na drugie śniadanie – kupowałam kiść winogron, które myłam pod kranem, siadałam na jednym z krawężników i oddawałam się mojemu ulubionemu zajęciu – obserwowaniu ludzi. Już wracam wspomnieniami do spaceru po mieście. Spod Palazzo Pitti ruszyłam dalej, oddalając się od Arno. Kiedy minęłam wejście do Ogrodów Boboli i dotarłam do Porta Romana, postanowiłam jednak zawrócić, ale nie chciałam jeszcze wracać na drugą stronę rzeki. Skręciłam w prawo w jedną ze spokojnych uliczek i tak, szłam sobie spokojnie pod górę,  aż dotarłam do podnóża długich schodów. Skoro już tutaj zawędrowałam, to przecież grzechem byłoby nie wspiąć się na górę i nie zobaczyć co znajduje się na ich szczycie 😉. Zaczęłam więc wspinaczkę. Na początku w tempie wyścigowym, sama siebie upominając, że nikt mnie nie goni. Po drodze zanęciło mnie jeszcze wejście do jakiegoś, wtedy jeszcze tajemniczego ogrodu, który okazał się być niczym innym jak ogrodem różanym. Co prawda to był wrzesień, więc róże nie były wtedy w rozkwicie, ale samo miejsce miało w sobie wiele uroku i idąc pod górę alejkami, w otoczeniu zieleni mogłam obserwować wyłaniającą się zza drzew, fragment po fragmencie panoramę miasta. Z jednej strony majaczyła wieża Palazzo Vecchio, za chwilę z  drugiej wyłaniała się Katedra ze swoją ogromną kopułą.



Galeria Uffizi



Ponte Vecchio - tego dnia fotografowany z dystansu


Palazzo Pitti




Widoki w Ogrodzie Różanym




Celem tego spaceru, a w zasadzie wspinaczki była Basilica di San Miniato al Monte. Nawet nie przypuszczałam jaki przystanek czeka mnie jeszcze po drodze (mapa od dawna już zalegała na dnie plecaka). Kto był we Florencji, pewnie doskonale wie, o jakim miejscu mówię.  O Piazzale Michelangelo. Kto widział, ten na pewno potwierdzi, że to właśnie stąd rozciąga się najpiękniejszy widok na całe miasto. Stojąc w jednym miejscu, można zobaczyć wszystkie najważniejsze zabytki i atrakcje Florencji: dumnie prezentującą się katedrę Santa Maria del Fiore z wieżą Giotta, Palazzo Vecchio, Ponte Vecchio, Bazylikę Santa Croce i płynącą  w dole Arno. Miałąm to szczęście,  że mogłam oglądać to wszystko w świetle zachodzącego powoli słońca. Żadne zdjęcie nie odda w pełni tego, jak wyglądało to wszystko „na żywo”. Oczywiście, mimo to, „napstrykałam” masę zdjęć, z każdej strony placu, bo dolina rzeki, bez widoku miasta także prezentowała się przepięknie.



Moim zdaniem - najpiękniejsza panorama miasta


Widoki z  Piazzale Michelangelo


Sporo czasu spędziłam, siedząc na placu i podziwiając te piękne widoki. W końcu dotarło do mnie, że nie muszę się nigdzie spieszyć, bo jestem na urlopie, w dodatku we Włoszech, gdzie czas płynie zupełnie inaczej. Nie bardzo miałam ochotę na dalsze wspinaczki, ale wciąż czekał na mnie kościół San Miniato. Skoro dotarłam już tak wysoko, to wręcz nie wypadało, nie pokonać tych kilku stopni więcej i nie wejść do środka. W końcu z takim zamiarem szłam tu od samego początku. Kościół nosi imię pierwszego męczennika Florencji – świętego Miniasza. Fasada świątyni wykonana jest z marmuru w dwóch kolorach – białym i zielonym, zdobiona mozaiką oraz geometrycznymi ornamentami. We wnętrzu z  kolei znajdziemy trzy poziomy – środkowy z tradycyjnymi nawami, podniesiony z prezbiterium oraz podziemny, gdzie znajduje się krypta. Na ten ostatni poziom się nie „zapuszczałam”. Po wyjściu z kościoła przespacerowałam się jeszcze chwilę po okolicy i zeszłam na dół w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłabym zjeść pyszną włoską kolację i napić się dobrego wina.


Fasada Kościołą świętego Miniasza



I jego wnętrze


Przyznacie, że planowane „rozeznanie” wyszło mi całkiem nieźle. Dzięki temu wiedziałam, gdzie mam udać się chcąc zobaczyć najważniejsze punkty we Florencji. O samych atrakcjach, które udało mi się zwiedzić, napiszę jeszcze w kolejnych postach. Myślę, że na pewno będzie ich więcej niż jeden, bo Florencja najzwyczajniej w świecie mnie wciągnęła. Zaplanowałam spędzić tam trzy dni (pozostałe przeznaczając na zwiedzanie okolicy), a miasto nie chciało mnie wypuścić przez pięć dni. I oczywiście nie zdążyłam zobaczyć wszystkiego. Niestety w tym momencie muszę zakończyć tę część. Jeśli czujecie niedosyt, potraktujcie ten post jako wstęp do opowieści o Florencji, a ja postaram się nie zanudzić Was kolejnymi historiami o tym wyjątkowym mieście.





Florencja nocą prezentuje się równie pięknie, jak w dzień


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zorganizować tani wyjazd do Włoch?

"Rzymskie wakacje", czyli Wieczne Miasto śladami księżniczki Anny

Włochy okiem emigrantki - Marlena de Blasi