Perugia - trudna miłość


Jak już wspominałam wcześniej, pisząc o Umbrii moja relacja z Perugią nie zaczęła się dobrze – wybrakowana mapa (okazało się, że miałam dwie, ale oczywiście musiałam spojrzeć, na tę niewłaściwą), ludzie niezbyt chętni do pomocy i przejażdżka z nieznajomym. Kiedy myślałam, że wyczerpałam już dzienny limit niefortunnych zdarzeń, okazało się, że coś takiego nie istnieje – na  koniec dnia udało mi się jeszcze zatrzasnąć w łazience. Na szczęście z odsieczą przyszedł mi dzielny i przemiły Andrea z recepcji i moi hostelowi współlokatorzy – wieloosobowe pokoje koedukacyjne nie są wcale takie złe 😉. Na koniec nie mogłam spać przez pół nocy, bo w barze obok trwała  w najlepsze impreza z niemieckimi hitami ludowymi. Miałam wybór – albo zamknę okno i się uduszę, albo umrę słuchając jodłowania.


Piazza IV Novembre z Fontanną Maggiore

Następnego dnia postanowiłam zostać w Perugii i  dać szansę miastu – przecież nie mogło być złe skoro było takie piękne. Musiałyśmy się polubić, jeżeli przez najbliższy tydzień to tu miał być mój dom – Perugia była moją bazą wypadową do zwiedzania innych umbryjskich miasteczek. Przeprosiłam się z mapą i  wyruszyłam w teren.  Z racji tego, że nocleg miałam praktycznie „na tyłach”  Katedry San Lorenzo, po minucie marszu byłam już na głównym Placu – Piazza IV Novembre, gdzie na samym środku dumnie stoi Fontanna Maggiore. Jednak udałam się dalej, wzdłuż Corso Vanucci, żeby sprawdzić czy z tarasu położonego w sąsiedztwie Piazza Italia rzeczywiście widać Asyż – taką rewelację sprzedał  mi poprzedniego dnia mój wybawca, Marco. Rzeczywiście w oddali zobaczyłam miasto św. Franciszka, do którego zamierzałam się także wybrać, ale bardziej zaciekawiło mnie to co zobaczyłam bardzo blisko, dosłownie poniżej – panorama innej części Perugii. Wtedy właśnie odkryłam, że uliczki, które krzyżują się na mapie, niekoniecznie muszą spotkać się także w rzeczywistości 😉



Panorama Perugii z tarasu widokowego - chyba nic dziwnego, że chciałam zobaczyć to wszystko z bliska



Usytuowanie umbryjskich miasteczek na górskich zboczach powoduje, że ulice znajdują się na różnych poziomach, czego na mapie po prostu nie widać. Jednak i na to wiele lat temu znaleziono rozwiązanie. Idąc wspomnianą wcześniej Corso Vanucci mijamy Piazza Italia i zjeżdżamy ruchomymi schodami w dół. Tym sposobem znajdujemy się w podziemnych korytarzach Rocca Paolina. Można w nich ochłodzić się w letnie upalne dni, ale i ułatwiają przemieszczanie  się po mieście – nie tylko szybko da się przejść na ulicę poziom lub dwa niżej, ale w kilka minut dostaniecie się na dworzec autobusowy korzystając ze sprytnie umiejscowionych ruchomych schodów.





Wnętrza Rocca Paolina


Przeszłam się podziemnymi korytarzami, w których można podziwiać jeszcze pozostałości z czasów świetności twierdzy i wróciłam na główny plac w mieście. Na samym początku postanowiłam wejść po wachlarzowatych schodach prowadzących do Sala dei Notari w Palazzo dei Priori, gdzie znad wejścia czujnym okiem spoglądają na plac dwa symbole Perugii – gryf i lew. Łukowate sklepienia i freski, które można tam podziwiać robią wrażenie i stanowią kontrast do stojących tam rzędów nowoczesnych foteli. Ciekawa jestem jakie uroczystości się tam odbywają. Wychodząc z Sala dei Notari na wprost mamy Katedrę. Gdybym nie przeczytała w przewodniku co to jest, w życiu nie pomyślałabym, że to kościół – prosta ściana, z pomnikiem Papieża Juliusza III i skromne wejście. Wnętrze także nie wygląda jak w większości znanych mi kościołów, można powiedzieć, że jest dość surowe. 


Wejście  do Sala dei Notari wraz z symbolami Perugii - Gryfem i Lwem


Wnętrze  Sala dei Notari



Katedra San Lorenzo wieczorową porą



Dość surowe wnętrze, skromnej Katedry



O tej porze dnia plac jest dość spokojny, jeszcze nie ma tu wielu ludzi, co najwyżej ktoś  przebiegnie pospiesznie i znika gdzieś w jednej z ulic. Tłumu turystów też tu nie spotkałam, ale być może po prostu wtedy ludzie bali się zapuszczać w te rejony po mającym miejsce miesiąc wcześniej trzęsieniu ziemi, które dotknęło położone nieopodal Amatrice. Podobnie jak miejscowi postanowiłam „zniknąć” w jednej a dość dobrze ukrytych ulic – w odchodzącej od pełnej hoteli, banków, kawiarenek i butików Via Vanucci, Via dei Priori. Chcąc się na niej znaleźć trzeba przejść arkadami pod dzwonnicą Palazzo dei Priori. Poprzedniego dnia, podczas wieczornego spaceru, trafiłam na tę uliczkę szukając miejsca, w którym mogłabym dobrze zjeść, ale nie znając miasta wolałam nie oddalać się od miejsc, które już w jakimś stopniu poznałam. Za dnia także było tutaj cicho, mogłam w spokoju spacerować i podziwiać uroki tej części miasta. Jak już wszyscy doskonale wiecie, lubię zwiedzać kościoły i ruiny. Jednak podczas tej wyprawy nie było mi dane zajrzeć do każdej napotkanej przeze mnie świątyni - część z nich miała zagrodzone wejścia, prawdopodobnie ze względów bezpieczeństwa, co było skutkiem wspomnianego wcześniej trzęsienia ziemi. Udało mi się jednak zajrzeć do kościoła San Felipo Neri – nie mam jednak żadnego zdjęcia jego wnętrza, bo bardzo poważnie traktuję zakaz fotografowania w tego typu obiektach 😉


Niestety takie obrazki mona było spotkać w wielu miasteczkach :(



Idąc dalej udało mi się znów skręcić w niewłaściwą stronę i znaleźć się tam, gdzie wcale nie chciałam – kilka razy jeszcze zmyliły mnie te krzyżujące się tylko na mapie linie 😉. Nawet nie wiem ile razy musiałam zawracać, żeby dojść do celu. A ja po prostu chciałam wrócić, żeby zobaczyć tę część miasta, która rozpościerała się w dole kiedy stałam na tarasie widokowym. Nie wiem jakim cudem idąc tam skąd przyszłam, znalazłam się nagle... pod swoim hostelem. (Uhhhh... chyba Perugio jednak się nie polubimy, skoro robisz mi takie numery i przez cały tydzień mam się gubić w labiryncie ulic). Po drodze zobaczyłam jakieś tajemnicze przejście i postanowiłam sprawdzić co znajdę po drugiej stronie. Zaczęłam schodzić szerokimi, kamiennymi schodami, aż doszłam do Via dell'Aquedotto, czyli tego co pozostało po starym średniowiecznym akwedukcie. Oczywiście, od razu wpadłam na pomysł, żeby tędy kontynuować swój spacer. W końcu jak często mamy okazję spacerować tak wyjątkową ścieżką? Zastanawiałam się, czy gdybym weszła w któreś z drzwi to nagle znalazła bym się w czyimś mieszkaniu i to od razu w salonie. Do takich rozmyślań skłonił mnie fakt, że zęść domów miała wyjścia bezpośrednio na tę osobliwą uliczkę, ale nie były to drzwi wejściowe, bo te znajdowały się z innej strony budynku, na ulicy... poniżej. Na wszelki wypadek wolałam nie sprawdzać gdzie się znajdę przekraczając próg 😉. W pewnym momencie akwedukt dość płynnie (chociaż nie wiem czy to właściwe słowo w tym przypadku), przeszedł w najzwyklejszą w świecie ulicę i znalazłam się w kompletnie nieznanej mi części miasta, zupełnie różnej od tej, która została za moimi plecami. Wiedziałam, że i tutaj znajdę wiele ciekawostek to obejrzenia, ale ciągle pamiętałam o tym, że chciałam przejść podziemnym przejściem Rocca Paolina i zobaczyć z bliska to co dotąd widziałam tylko z góry. Przecież spędzę tu cały tydzień, zdążę wszystko zobaczyć. W tym momencie, od razu przyznam się, że nie udało mi się drugi raz dotrzeć w to miejsce  - wracałam do miasta późnym wieczorem i po zmroku bałam się oddalać od znanych mi już zakamarków, zwłaszcza, że nie wiedziałam czego mogę się tam spodziewać i ile razy uda mi się zgubić.  


Via dell'Aquedotto



Wracając do tematu, po dość długim spacerze powrotnym, wreszcie dotarłam do celu. Zgodnie z planem, z wielką przyjemnością przeszłam surowymi, podziemnymi korytarzami i wyszłam z nich przez Porta Marzia na „dolną” część Perugii. Nie miałam pojęcia, że stara część miasta  jest tak bardzo rozległa. Kiedy stoi się na tarasie widokowym, pierwsze co rzuca się w oczy to górujący nad innymi budynkami dość „masywny” kościół z wysoką wieżą – to Basilica di San Domenico, obok której mieści się Museo Archeologico Nazionale dell’ Umbria. Idąc dalej traficie do Basilica di San Pietro.  Gdyby nie charakterystyczna dla tego typu budynków dzwonnica, nie przyszłoby mi do głowy, że to kościół – wchodzi się do niego od strony otoczonego krużgankami dziedzińca, przez co bardziej może kojarzyć się z zamkiem, lub willą. W bliskim sąsiedztwie znalazłam niewielki park, w którym o tej porze (było już późne popołudnie) zaczęli zbierać się miejscowi – starsi panowie, na partyjkę szachów, na świeżym powietrzu; ktoś wyszedł na spacer z psem; ktoś inny uprawiał popołudniowy jogging. Tu z dala od turystycznego centrum miasta toczyło się prawdziwe, umbryjskie życie. I oczywiście wciągnęło mnie to „gapienie się” na tę codzienność. I mogłabym siedzieć tam, aż by się ściemniło, ale po „psikusach” jakie do tej pory zrobiła mi moja mapa i przygodach, które do tej pory mnie spotkały wolałam nie ryzykować błądzenia po zmroku. Po co kusić los? 





Basilica di San Pietro




Park w  okolicach Bazyliki - świetne miejsce do obserwowania codziennego życia mieszkańców




Powoli zaczęłam kierować się w stronę Centro Storico, nawet nie wiedziałam, że tak bardzo się od niego oddaliłam. Na końcu długiej Corso Cavour skręciłam jednak w prawo, a nie w lewo i tym sposobem, nie wiem jak i kiedy znalazłam się znów na  głównym placu. Wczesnym wieczorem zbierają się tutaj studenci, którzy już wtedy zaczęli przyjeżdżać do miasta (była druga połowa września). Młodzi ludzie siadają na schodach Katedry, czy Pallazzo dei Priori i właśnie tutaj kwitnie życie towarzyskie 😉. Zewsząd słychać gwar i wesołe rozmowy.



Piazza IV Novembre późnym wieczorem.




I tak przez tydzień, każdego wieczoru przychodziłam na ten plac, żeby móc poczuć się jak mieszkanka Perugii. Słuchałam wesołych rozmów, byłam też świadkiem niejednego dramatu 😉 Mogę powiedzieć, że Perugia stała się moim domem na ten krótki czas. Nawet nauczyłam się, jak poruszać się po jej ulicach bez mapy. Podobno pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, ale ja uważam, że nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Moja znajomość ze stolicą Umbrii nie zaczęła się dobrze, ale przez siedem dni naprawdę pokochałam to miasto. Pokochałam tak bardzo, że wyjeżdżałam z  niego z wielkim żalem i do dzisiaj wspominam pobyt w nim z  łezką w oku, a nawet kombinuję, w jaki sposób jak najszybciej znów znaleźć się tam, choćby na szybki spacer. Czuję, że niedługo mi się to uda 😉.

Wieczorne spacery wąskimi uliczkami

Mój ulubiony widok na okolicę 






Komentarze

  1. Hejka, weszlam na bloga z linka, jaki zostawilas w grupie Wlochy po mojemu,, tak troche z ciekawosci bo od ponad 10 lat mieszkam w Perugii. Chetnie rozwieje kilka twoich watpliwosci - w sala dei Notari odbywaja sie przerozne koncerty (rowniez darmowe), pokazy filmowe itp...mozna ja roniwez wynajac na slub. Obok. po schodkach jest Sala della Vaccara i tam np. sklada sie przysiege po przyznaniu obywatelstwa.
    Ten kosciol, a raczej ex kosciol, ogrodzony to San Francesco al Prato. Odkad pamietam jest zamkniety, bardzo dlugo pozostawal bez dachu. Lezy w dosc nieciakawej pozycji, gdzie osuwa sie ziemia. Trawaja prace renowacyjne by stal sie audytorium.
    Ogrod Frontone - jesli bedziesz kiedys latem to odbywaja sie tam seanse filmowe.
    Moim ulubionym widokiem na okolice jest ten ze szczytu Porta sant'angelo, niedaleko tempietto. Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za uzupełnienie i przydatne informacje. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zawitam do Perugii i będę mogła to wszystko jeszcze raz zobaczyć i odwiedzić polecane miejsca.
      Pozdrawiam serdecznie
      Mirka

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak zorganizować tani wyjazd do Włoch?

Włochy okiem emigrantki - Marlena de Blasi

Jak nie odkrywać Włoch, czyli instrukcja obsługi Italii